Reklama

Legia “Rykoszet” Warszawa. Pieczątka “mistrz kraju” przybita!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 maja 2016, 19:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

Legia mistrzem Polski sezonu 2015/16. Ostatnia ekstraklasowa niedziela nie przyniosła sensacyjnych rozstrzygnięć – nie dość, że Piast przegrał u siebie z Zagłębiem, to Legia rozprawiła się z Pogonią 3:0. Że pogrom, kompletna dominacja? Oj, nic z tych rzeczy. Podopieczni Stanisława Czerczesowa do krajowego pucharu dokładają kolejny tytuł i kolejny raz robią to w sposób, który łatwo poddać pod wątpliwość. Ale czy ktoś będzie o tym pamiętał?

Legia “Rykoszet” Warszawa. Pieczątka “mistrz kraju” przybita!

Legia – Pogoń. Aż nam się przypomniał sezon 1984/85, o którym rozmawialiśmy ostatnio z Mirosławem Myślińskim. Wtedy w grze o mistrzostwo liczyły się trzy kluby – Widzew z Górnikiem, które spotkały się w Łodzi, i Legia, która jechała do Szczecina. Tytuł miał się rozstrzygnąć pomiędzy klubami z Zabrza i Warszawy, natomiast na stadionie Portowców tuż przed rozpoczęciem meczu wręczano kwiaty i oklaskiwano za setny występ piłkarza gospodarzy, Kazimierza Sokołowskiego. Klaskano tak długo, że start opóźniono o osiem minut. Tak Legia chciała kontrolować przebieg równoległego meczu w Łodzi. A dziś? No cóż, dziś sędzia Daniel Stefański, mimo szczerych chęci, z pierwszym gwizdkiem musiał wstrzymać się kilkadziesiąt sekund, potem przerwać mecz na osiem minut.

Kibice doskonale zaprezentowali, jak istotna jest stawka tego meczu, piłkarze – już niekoniecznie. Ale i tak Legia, zanim wynik spotkania Piasta z Zagłębiem miał prawo w ogóle ją zainteresować, już prowadziła. Pogoń zerwała się z kontrą, Gyurcso dośrodkowywał do Dwaliszwilego, ale podanie zdążył przeciąć Jędrzejczyk, na co konkretniej i szczęśliwiej odpowiedzieli gospodarze. Czerwiński najpierw odbił przed szesnastkę piłkę, a potem trącił zmierzający obok słupka strzał Jodłowca. Słowik leżał, futbolówka powoli zmierzała do siatki, Słowik leżał dalej… Nie zdążył już zareagować. Gol. “Legia, mistrz, mistrz!” – zareagowały trybuny.

Pamiętacie bramkę w finale Pucharu Polski i tę niefortunną, przesądzającą o zwycięstwie Legii, asystę Linettego? Pamiętacie. Te trzy bramki, wszystkie po rykoszetach, też utkwią wam w pamięci.

Po piłkarzach Pogoni doskonale dziś było widać, że nie mają kompletnie nic do stracenia. Mieli zagrać na luzie, bez żadnej presji – i zagrali. Mieli się pokazać z dobrej strony w meczu, na którym skupiona była uwaga całej Polski – i się pokazali. Goście do przerwy częściej byli przy piłce (54 do 46 proc.), więcej podań (265 do 180), no i lepsze sytuacje bramkowe. Akcja, kiedy Kort dobrze wypatrzył Dwaliszwilego, ten zgrał na skrzydło do Lewandowskiego, który dorzucił na głowę Gruzina, powinna przynieść bramkę. Ale Arkadiusz Malarz – człowiek, który w tym roku mocno przyłożył rękę do tytułu (cztery stracone gole w rundzie finałowej) – zaliczył kapitalną interwencję. Dzięki niej długo pozostawał dziś najlepszym piłkarzem nowego mistrza kraju. Legia do przerwy oddała jeden celny strzał, autorstwa Nikolicia w 45. minucie. Węgier w drugiej swojej próbie, już po przerwie, teoretycznie oddał w światło bramki, praktycznie – podał Słowikowi piłkę.

Reklama

Ten mecz jest słaby. Być może jest nawet cierpieniem dla tych, którzy go widzą” – stwierdził kwadrans przed końcem regulaminowego czasu Rafał Wolski. Szczerze? Cierpieniem był. O atakach Pogoni, poza sytuacją Dwaliszwilego, mówiliśmy jedynie jeszcze przy dwóch spalonych Dawida Korta. Ataki Legii?

No, w końcu się pojawiły. Gospodarze zaczęli przejmować kontrolę nad meczem, częściej docierali pod bramkę Pogoni. Najpierw po świetnym dograniu Hlouska dobrą okazję zmarnował Hamalainen, a potem – zgrana płyta. Przy pierwszym golu piłka odbiła się od Czerwińskiego – przy drugim, gdy strzelał Nikolić (jemu powinniśmy zaliczyć gola), również od Czerwińskiego. To trzecie trafienie było popisem gospodarzy, kiedy Guilherme asystował piętką, ale znów to samo. Rykoszet, tym razem Nunesa.

Pogoń może rozpaczać, że brakło niewiele. Powiedzmy sobie jednak szczerze: dziś, mimo że prezentowała się bardzo dzielnie, była słabsza. Z tych rykoszetów i dotknięć piłki w ostatnim momencie przez gości można żartować, ale strzały Nikolicia i Hamalainena najpewniej i tak znalazłyby drogę do siatki. 3:0 zaciemnia rzeczywisty, daje znacznie lepszy wynik niż grę, tylko że naprawdę to w tej chwili najmniej istotne.

Analizy zaczną się jednak od jutra, dziś Legia świętuje. Warszawa – po intensywnej pogoni od początku roku – właśnie rozpoczyna zabawę.

WARSZAW

Najnowsze

Moto

Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Błażej Gołębiewski
1
Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Komentarze

0 komentarzy

Loading...