Różne sposoby – bardziej lub mniej huczne – na pożegnanie się klubu z daną klasą rozgrywkową już widzieliśmy. Czasami ich częścią bywał ogień – cokolwiek powiecie, żywioł nieźle oddający nastroje w takiej sytuacji. Ale na taką skalę jak Turcy z Eskişehirsporu wczoraj nie “zabawił się” do tej pory chyba jeszcze nikt. Kibice klubu urządzili sobie wielkie ognisko na stadionie. Jak się pewnie domyślacie – zarówno władze, jak i piłkarze nie byli na nie zaproszeni, by wspólnie z kibicami podsumować sezon (do jego zakończenia została jedna kolejka).
No bo ten generalnie był dla nich do dupy. Jeszcze wczoraj można było się łudzić, że da się go uratować, jednak İstanbul Başakşehir ograł Eskişehirspor na jego terenie, w dodatku gospodarze bramkę oznaczającą klęskę stracili w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Pozostały tylko matematyczne szanse na utrzymanie w SuperLig – trzy punkty straty do bezpiecznej strefy, dwie drużyny wyżej, jeden mecz do końca. Piłkarze gorączkowo musieli zwiewać do szatni, a stadion przejęli kibice. I postanowili puścić go z dymem. Wyglądało to mniej więcej tak:
W płomieniach stanęły między innymi schody prowadzące do szatni. W wyniku zamieszek do szpitala trafiły trzy osoby.
Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to Turcja, gdzie dochodziło i do ostrzelania autokaru z piłkarzami (Fenerbahce rok temu), no to niestety – znów mówimy o kompletnej dziczy. Trochę wyjaśniają okoliczności tej historii – nie było to tylko pożegnanie klubu z najwyższą klasą rozgrywkową, lecz także pożegnanie ze starym, wybudowanym w 1953 roku stadionem. Od następnego sezonu drużyna będzie rozgrywać swoje mecze na nowiutkim obiekcie, mogącym pomieścić 33 tysiące osób.
“Trochę” różni się to od niedawnego, przepięknego pożegnania Boleyn Ground, prawda?