Reklama

Wczoraj sukces, dziś marazm. Śląskowi i Wiśle zostały wspomnienia

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 maja 2016, 11:40 • 3 min czytania 0 komentarzy

Który to już kolejny z rzędu, mizerny sezon Wisły? Kibicujący Białej Gwieździe nie mogą się doczekać porządnych wyników od czasów Maaskanta, licznik bije więc od pięciu lat. A Śląsk po swoim mistrzostwie? Nie zaliczył aż takiego zjazdu, jednak też zdecydowanie obniżył loty. Wiele wspólnego mają te drużyny, dziś mogą jedynie wspominać sukcesy i spoglądać w przyszłość – pytanie, czy choć trochę z optymizmem.

Wczoraj sukces, dziś marazm. Śląskowi i Wiśle zostały wspomnienia

Koniec rozgrywek 10/11 – holenderski trener jeździ rowerem po stadionie, w podróży towarzyszy mu Patryk Małecki. Cały stadion świętuje mimo porażki z Polonią Warszawa, bo Wisła odzyskała mistrzostwo Polski. Plany są wielkie i ambitne, w projekcie od dawna siedzi Cupiał, który dał się na nowo wciągnąć, odkręcił kurek z kasą i zapalił zielone światło Stanowi Valckxowi. Ten ściągał piłkarzy szumnie nazywanych doświadczonymi, kiedy w rzeczywistości byli już po drugiej stronie rzeki (Lamey, Jaliens). Strzałów typu Melikson miała Wisła za mało.

Wszystko rozpadło się jak domek z kart, Maaskant mógł opowiadać, że był minuty od awansu, ale sportowo zabrakło mu wiele więcej. Tam, w Nikozji, Wisła wsiadła na zjeżdżalnię w kierunku marazmu.

Trochę inaczej było ze Śląskiem, on nigdy tak naprawdę nie miał argumentów finansowych za mistrzostwem Polski. Wystarczyła solidność, znów ledwie 56 punktów dawało tytuł; piłkarze wystrzelili z formą, umiejętnie ustawiał ich Lenczyk, którego zresztą nie doceniali, nazywając panem od WF-u. Puchary jednak mocno Śląsk rozliczyły, Szwedzi z Helsingborga tylko lali i patrzyli czy równo puchnie, Hannover znęcał się równie efektownie. Po sezonie mistrzowskim wrocławianom udało się jeszcze załapać na podium, dwa lata później wylądowali tuż za nim. Te rozgrywki to już pójście dokładnie tropem Wisły.

Mają te historie wspólny mianownik – sukces, którego nie przekuto na kolejne triumfy i trenerów, którzy chcą dziś wyciągnąć zespół z kryzysu.

Reklama

Wdowczyk i Rumak robią porządną robotę pod koniec sezonu. Pierwszy przejął zespół, który nie potrafił zdobyć trzech oczek od 11 spotkań, a z nim za sterami wygrał trzy mecze z rzędu – w sumie za jego kadencji Wisła gra z dobrą średnią 2,22 punktów na spotkanie. Drugi też wziął drużynę bojącą się zwyciężać i nauczył ją skuteczności, wyciągnął z kapelusza strzelającego Bence Mervo, którego Szukiełowicz miał w poważaniu.

Widać, że obaj mają pomysł na swoje ekipy, tylko czy w przyszłym sezonie otrzymają minimum pomocy – czy właściciele obu klubów spojrzą na zespoły przyjaźniejszym okiem? Na przykład Wdowczyk już zapowiedział, jakich zawodników w zespole nie chce (Crivellaro, Bałaszow), ale wcale nie jest powiedziane, że zastępców dostanie lepszych. Z tej dwójki Rumak ma chyba jeszcze gorzej, bo Śląsk nigdy nie szastał kasą i nie ma powodów myśleć, że teraz będzie inaczej, trener w Wrocławiu musi rzeźbić z najczęściej darmowego materiału.

Na razie mogą zagrać mecz przyjaźni. Wiadomo, gdzie takich się poznaje – w biedzie.

Bez tytułu

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...