Wojtek Pawłowski zawsze był ekscentrykiem, ale dzisiaj to nas naprawdę zadziwił – chyba pogodził się z losem i postanowił, że zmieni dyscyplinę i zostanie siatkarzem. Moment wybrał jednak słaby, bo środek meczu piłkarskiego. Poważnie: Wojtek w polu karnym odbijał piłkę tak, jakby ta go parzyła, albo zaraz miał wystawić do Wlazłego. No, ale zamiast Mariusza pojawił się Tadeusz Socha i strzelił na 3:0.
Naprawdę, nie wiemy co jest z tym gościem, grał przecież nieźle, a ostatni mecz z Zagłębiem można ocenić nawet naprawdę dobrze. Dziś tez miał udane interwencje, w pierwszej połowie wyjął ładne uderzenie z dystansu Sochy, w drugiej też popisał się refleksem. No ale co z tego, jak w pewnym momencie po prostu zwariował – może ktoś wstawił tę piłkę do wrzątku, albo posmarował masłem. Nie wiemy, ale na pewno faulu tam nie było, co sygnalizował Wojtek.
Cały mecz można określić krótko: różnica klas. Widać było, kto zaraz będzie grał w Ekstraklasie, a kto może spaść do drugiej ligi. Niby Rozwój próbował, zaraz na początku meczu bardzo dobrą okazję miał Tomasz Wróbel, ale nawet gdyby ją wykorzystał, to trudno nie odnieść wrażenia, że Arka oddałaby po prostu mocniej. Są lepsi w każdym elemencie gry.
Każdy gol (szczególnie trzeci!), był inny, ciekawy, mądrze rozegrany. Przy czwartej bramce Arkowcy wjechali z piłką do bramki, pierwsza to świetne dośrodkowanie ze skrzydła do Formelli, na 2:0 podwyższył Kakoko idealnym strzałem z dystansu, tuż przy słupku. Nie było co zbierać, Szwoch z Formellą są po prostu za mocni, by nie ciągnąć Arki do wygranej na takim terenie. Za mało ma atutów Rozwój, by walczyć dziś z gdynianami, stać ich było tylko na honorową bramkę Przemysława Gałeckiego. 1:4 to odpowiedni wymiar kary.
Co może martwić kibiców Arki? Gaston Sangoy. Przychodził z CV, które zaimponowałoby nawet w Ekstraklasie (król strzelców na Cyprze, gole w Lidze Europy), a tutaj jest mizerny. Jeszcze gdyby biegał z wywalonym jęzorem, ale facet wygląda jakby mało go to wszystko obchodziło. Dziś miał dobrą okazję, lecz podobnie jak Pawłowski pomylił dyscypliny, bo zaliczył podwyższenie.
*
Taka ciekawostka od Pawła Mogielnickiego – od czasu gdy Zagłębie Sosnowiec zafundowało siebie napis „jedziemy po zwycięstwo” na autokarze, nie wygrało meczu wyjazdowego. Może tą metodą przeciwieństw, na nowy sezon trzeba wymalować „spadamy z ligi”, to akurat uda się awansować. W tym sezonie już na pewno promocji nie będzie, przed zimą można było jeszcze mieć nadzieję, ale wiosna rozliczyła piłkarzy brutalnie. Podobnie jak Bytovia, która pyknęła ich dzisiaj 3:0.
Po meczu było już do przerwy, gospodarze zamknęli sprawę w 37. minucie, dwa gole strzelił Surdykowski, jednego dołożył Chomiuk. Dzięki tej wygranej Bytovia przeskoczyła gości w tabeli. W ogóle, to był taki mecz dwóch drużyn z ambicjami – Zagłębie miało je w tym sezonie, Bytovia trochę wcześniej. Pamiętacie Janasa, który dostał spore możliwości i pościągał parę znanych nazwisk? Dziś zapał właścicieli opadł i drużyna jest tam gdzie jej miejsce, na przyzwoitym, ale nic nie dającym piątym miejscu w pierwszej lidze.
*
W ostatnim, a terminowo pierwszym spotkaniu, Chrobry Głogów wygrał z Wigrami Suwałki, też 3:0 – to zwycięstwo daje im jeszcze matematyczne szanse na awans. Jedną z bramek strzelił Kevin Lafrance, niegdyś niezły ananas w Widzewie Łódź.