Reklama

Pep marnuje ostatni pocisk. Czy Guardiola odchodzi jako przegrany?

redakcja

Autor:redakcja

03 maja 2016, 22:37 • 3 min czytania 0 komentarzy

W sporcie rozkładanym na setki, czasami tysiące składowych, często o sposobie postrzegania trenera decyduje zaledwie półtorej godziny jego pracy. Nie to, co dobrego zrobił przez miesiące, często lata, a w przypadku nielicznych – nawet dekady, a to, jak jego dzieło wypadnie w świetle reflektorów, przy wypełnionych po brzegi trybunach. Czy sprawiedliwym będzie powiedzenie, że odpadając dziś z Ligi Mistrzów, Pep Guardiola nie spełnił powierzonej mu w Bayernie? Czy można do trzech półfinałowych niepowodzeń ograniczać obraz trzech lat, w których niewątpliwie zaprowadził niemieckiego hegemona w zupełnie inne miejsce niż to, w którym go przejmował?

Pep marnuje ostatni pocisk. Czy Guardiola odchodzi jako przegrany?

Gdy odchodził z Barcelony, na jego twarzy było widać zmęczenie. Stłamszenie nieludzką presją, ciągłym medialnym ostrzałem. Od obsesyjnego perfekcjonisty wymagało się nieustannie jeszcze czegoś więcej. Dziś na jego obliczu znów malowało się tamto zmęczenie, czujne oko kamery doskonale wychwyciło to w momencie, w którym Jan Oblak bronił karnego Thomasa Muellera. Niemiec miał szansę zdjąć z barków trenera ogromny ciężar, zamiast tego dołożył do niego kolejny obciążnik.

Hiszpan już wcześniej sam załadował sobie tam jednak stukilowy, betonowy kloc. – Jestem jak kobieta, potrafię robić dwie rzeczy jednocześnie – powiedział podczas jednej z konferencji prasowych pytany, czy przygotowuje się już do pracy w Manchesterze City i czy nie będzie go to rozpraszać podczas pozostałych miesięcy w stolicy Bawarii. Stało się jasne, że z każdym drobniutkim potknięciem, tamta wypowiedź będzie wyciągana w każdym możliwym miejscu. Już w momencie wypowiadania tych słów ktoś tak inteligentny jak Pep musiał zrozumieć, że będzie ich żałować. Że mimo bycia nieustannie przez dziennikarzy prowokowanym, czasami warto ugryźć się w język.

Przed rewanżem jeszcze dolał oliwy do ognia. Wręcz polał się benzyną i podpalił wierząc w to, że jego ludzie błyskawicznie pospieszą z gaśnicą. – Jeszcze nie jestem martwy. Mam w swoim magazynku jeszcze jeden pocisk. Dopiero gdy przegramy z Atletico, możecie mnie pogrzebać. W razie niepowodzenia pozwolił w siebie do woli strzelać z broni, którą przecież tak dobrze znał ze stolicy Katalonii, gdy nadeszły chwile kryzysu.

Tak, Guardiola przeorganizował klub od piwnicy aż po strych. Zupełnie odwrócił spojrzenie na grupy młodzieżowe, zdecydował się poświęcić grube miliony, które mógł przeznaczyć na transfery, właśnie na rozwój szkolenia. Przejmował Bayern jako globalną markę, ale uczynił z niego gracza, który doszlusował do absolutnej wizerunkowej czołówki. Sprawił, że stał się jednym z najatrakcyjniejszych kierunków docelowych, co symbolizował przekonany do wyboru Niemiec ponad Anglią Thiago Alcantara, a ostatnio choćby Arturo Vidal. Gdy odchodzili jego żołnierze, to głównie ci, którzy nie zostali ocenieni jako absolutnie niezbędni. Muellerowi, bez którego trudno sobie wyobrazić obecny Bayern, nie zawrócił w głowie nawet Manchester United, najwyżej wyceniana w raporcie Brand Finance marka na świecie. O dominacji w Niemczech nie ma nawet sensu wspominać, ona była obowiązkiem. Mimo to spełnionym niemal wzorowo.

Reklama

Dziś nie ma to żadnego znaczenia. Guardiola w świadomości całych zastępów kibiców, dziennikarzy, triumfujących przeciwników jego filozofii, ale i pewnie części zwolenników pracy Hiszpana, odejdzie do Manchesteru City jako przegrany. Jako ten, który nigdy nie powtórzył, nie dorósł do sukcesu Juppa Heynckesa. Trenera, który przecież zostawił mu zespół z potrójną koronie na głowie, a którego marketingowej wartości zwyczajnie nie sposób porównywać z wizerunkiem jaki wokół siebie roztacza Pep. To nic, że trzy razy zaszedł do półfinału i sprawił, że dla Bawarczyków odpadnięcie w tak zaawansowanej fazie jest tak ogromną porażką. To nic, że powierzając mu stery monachijskiego statku, liczono przede wszystkim na wprowadzenie innowacyjnej metodyki, sukcesy stawiając ex aequo ze środkami mającymi do nich prowadzić.

„Na szczytach nigdy nie jest ciepło” pisał lata temu Ryszard Kapuściński. Gdy jego „Cesarz” ujrzał światło dzienne, siedmioletni wtedy Josep nie mógł mieć pojęcia o tym, jak perfekcyjnie te słowa będą opisywać sytuację, w jakiej znajdzie się prawie cztery dekady później.

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
1
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji
Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...