Reklama

Blamaż wisi w powietrzu, tyłki ratuje nam… ręka Jana Furtoka

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2016, 10:01 • 2 min czytania 0 komentarzy

Po jednej stronie kadra sklecona z ledwie tysiąca zarejestrowanych graczy, szorująca o kompletne dno w rankingu FIFA, z piłkarzami myślącymi o tym, jak nie dostać tęgiego lania, a przy okazji o tym, czy szef nie straci cierpliwości przez te kolejne absencje. Po drugiej – reprezentacja Polski. Może i ze swoimi problemami, bo po przerżniętych wcześniejszych eliminacjach i z trudną grupą w obecnych, ale i tak przystępująca do tego starcia z pozycji Goliata. Trzy (wtedy dwa) punkty w meczach z San Marino z marszu dopisujesz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Dokładnie 23 lata temu zrobili to nasi reprezentanci.

Blamaż wisi w powietrzu, tyłki ratuje nam… ręka Jana Furtoka

Zapomnieli tylko, że na ustaleniu przed meczem, czyje są te punkty, robota jeszcze się nie kończy. Ludzie piłki często mówią, że w takich spotkaniach najważniejsza jest szybko strzelona bramka. Strzelisz – schodzi z ciebie całe ciśnienie, zaczynasz grać na luzie. Nie strzelasz – z każdą minutą dochodzi do ciebie to, jak bardzo możesz się skompromitować. Widzisz przed oczami tytuły w prasie, szyderki na Weszło i uśmieszki, jakie będą strzelać do ciebie ludzie, gdy zauważą cię na ulicy. A to paraliżuje i prowadzi do całkowicie irracjonalnego przebiegu meczu.

Bo za taki trzeba uznać pierwszy kwadrans bez gola. A co dopiero drugi, trzeci i… czwarty? 0:0 do przerwy i długo po niej – a przecież nie była to kadra byle ogórków. Robiący furorę za granicą Kosecki czy zjawiskowy Pisz, do tego Juskowiak, Wałdoch, Koźmiński. Ekipa skrojona na miarę, by raz dwa rozpykać amatorów i ruszyć w miasto, nagle kompletnie zapomniała, o co w futbolu w ogóle chodzi. Kiedy szli sam na sam zabawili się w duet „Głupi i Głupszy”, do tego co chwilę dawali rywalom dochodzić do głosu, Aleksander Kłak musiał się dwoić i troić. Najpierw wyciągał piłkę z linii bramkowej, potem wyjmował wolnego, a przy sam na sam uratowało go to, że napastnik zbyt bardzo się podjarał i posłał piłkę na wysokości drugiego piętra.

Tak, nadal mówimy o meczu z San Marino.

Uniknęliśmy blamażu tylko przez akt desperacji Furtoka. Piłka ze skrzydła Koseckiego i zagranie charakterystyczne bardziej dla siatkarza. Dziś po latach mówimy Furtok – mamy przed oczami właśnie tę bramkę strzeloną ręką. Z jednej strony uratował nam tyłki, z drugiej… siara dla całej reprezentacji, że zwycięstwo nad bandą amatorów musiała nam dać dopiero ręka w końcówce spotkania.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Arek Dobruchowski
0
Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...