Reklama

Vuelta a Espana znów na remis. Sędzia zepsuł mecz na Camp Nou

redakcja

Autor:redakcja

23 kwietnia 2016, 21:37 • 2 min czytania 0 komentarzy

Kolejny kilkugodzinny etap walki o mistrzostwo za nami. W środę etap górski tegorocznego Vuelta a Espana wygrali faworyci i w tabeli pozostał status quo. Dziś historia się powtórzyła. Real utrzymał się na fotelu lidera tylko przez dwie godziny. Atletico w swoim stylu, jednym golem Correi, na trybie energooszczędnym uporało się z Malagą (dziewięć zwycięstw po 1:0 i 29 czystych kont Oblaka w tym sezonie!), a na koniec na scenę wkroczyła Barcelona. Wkroczyła, rozjechała Sporting Gijón walcem i zamknęła dyskusję o swoim rzekomym kryzysie. Dwa ostatnie mecze – bilans 14:0. W tym osiem goli Suareza. Pamiętacie taką reklamę z hasłem Mateusza Borka: „to jakiś zupełnie inny poziom!”? No właśnie.

Vuelta a Espana znów na remis. Sędzia zepsuł mecz na Camp Nou

Bądźmy szczerzy – przed starciem ze Sportingiem – tym bardziej, że Abelardo zostawił w domu jednego z najgroźniejszych piłkarzy, czyli Jony’ego – chyba nikt nie oczekiwał, że rywale urwą dziś Barcy choćby punkt. To była przewaga kolosalna. Różnica trzech klas. Jasne, w pierwszej połowie Halilović i spółka stworzyli trzy groźne sytuacje, ale po przerwie to już była rzeź niewiniątek, ocierająca się o sadyzm. Cztery trafienia „El Pistolero”, który wyprzedził Ronaldo w klasyfikacji strzelców i gol Neymara z rzutu karnego. Wszystko przy naprawdę kiepskiej grze Brazylijczyka czy Ivana Rakiticia. Sporting nie zawiesił poprzeczki nisko. Oni po prostu w ogóle nie dowieźli jej na Camp Nou.

Barcelona pięknie więc „przeprosiła” swoich kibiców za ostatnie wpadki, ale… Ale pozostaje potworny niesmak, bo zawody były sędziowane skandalicznie. Ręka Gerarda Pique w polu karnym? Jeden odgwiżdże, drugi nie – tu mamy wątpliwości, a i w Hiszpanii sytuację ocenia się niejednoznacznie. Ale gol Suareza ze spalonego? Dwa wątpliwe karne? Arbiter Clos Gomez to – wybaczcie mocne słowa – takie sędziowskie dno, że gdyby gwizdał w polskiej B-klasie, to wrzucono by go na przyczepę z sianem i wywieziono traktorem do lasu. Barcelona pewnie wygrałaby także bez jego pomocy, bo Sporting to drużyna raczej na poziomie Segunda División, ale tak skandalicznych błędów zwyczajnie nie wypada popełniać. Jeśli kiedykolwiek psioczycie na polskich arbitrów przy Ekstraklasie, to – uwierzcie – my w Polsce mamy akurat pod tym względem raj. W Hiszpanii do „zamrażarki” wysłano by z chęcią połowę tamtejszych rozjemców.

Na szczycie tabeli mamy więc status quo. Barcelona nie może jednak popadać w euforię, bo strąciła dopiero najłatwiejszą przeszkodę. Schody zaczynają się dopiero teraz – wyjazd na Benito Villamarin, gdzie ekipa Luisa Enrique zmierzy się z Betisem, potem derby z Espanyolem, a na koniec Granada. Jeżeli Blaugrana zawali taką końcówkę, to będzie największe frajerstwo, od kiedy wymyślono futbol.

Zrzut ekranu 2016-04-23 o 22.33.05

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
3
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...