Reklama

Po derbach zdemolowałem krzesełko, a w domu płakałem w poduszkę

redakcja

Autor:redakcja

23 kwietnia 2016, 14:25 • 13 min czytania 0 komentarzy

Najlepszy pierwszoligowiec zeszłego roku, jeden z liderów Arki, od lat jej wierny kibic. O płaczu po porażce z Lechią, połamanym krzesełku i aktualnej sytuacji gdyńskiego klubu Michał Nalepa opowiedział w rozmowie z Weszło.

Po derbach zdemolowałem krzesełko, a w domu płakałem w poduszkę

Wyłączając ostatni mecz z Bełchatowem (rozmawialiśmy w środę), grałeś mniej. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że nie rozumiesz tej decyzji i jesteś zdziwiony – dość odważnie.

Na pewno, bo potem miałem nawet rozmowę z trenerem dotyczącą tego wywiadu, ale ja nie lubię owijać w bawełnę. Wcześniej nie omawialiśmy mojej sytuacji, na treningach nie czułem się słabszy od kolegów – może to w meczach inaczej wyglądało – i dlatego takie moje słowa. Ale porozmawialiśmy z trenerem, wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, dostałem szansę i zagrałem przyzwoite spotkanie. Wszystko się wyprostowało.

A co trener mówił?

Myślę, że to była rozmowa bardziej prywatna i chciałbym żeby to zostało między nami. Ale trener wtedy zrobił to, czego wcześniej oczekiwałem. Wytłumaczył mi co i jak, dlaczego nie grałem i czy będę pojawiać się częściej na boisku.

Reklama

Widać, że taka rozmowa była ci potrzebna.

Tak, bo teraz wiem na czym stoję.

Wydaje mi się, że tamte słowa wynikają też z poczucia własnej wartości. Jesteś w końcu najlepszym pierwszoligowcem za poprzedni rok.

Jak ktoś grał całą rundę w pierwszym składzie, dawał zespołowi bramki i asysty, a nagle przestaje grać, to jest na początku zdenerwowany. To była dla mnie nowa i trudna sytuacja, ale uświadomiłem sobie jedno – mamy tak mocną kadrę, że tu nie ma nic za darmo, wszystko zaczyna się od początku.

Byłeś liderem drużyny, a po przyjściu Formelli, Szwocha i Kakoko, ta odpowiedzialność spadła na więcej osób, zabrano ci pierwsze skrzypce.

Wzmocnienia w klubie były robione po to, żeby odpowiedzialność w zespole nie ciążyła na 1-2 zawodnikach, tylko by trener miał większe pole manewru. Przyszedł Mateusz i Darek, żeby tę grę pociągnąć, bo mają umiejętności by w pierwszej lidze to zrobić – Darek grywał też w Ekstraklasie, czy lepiej czy gorzej, to każdy może sam ocenić. Przyszli jako wzmocnienia. Ja się po prostu cieszę, że Arka wygrywa, wiadomo – indywidualnie chciałbym strzelać bramki, asystować, ogólnie być najlepszy na boisku, ale nie zawsze można. Jest teraz kilku innych, bardziej ofensywnie usposobionych zawodników.

Reklama

Do Szwocha jesteś często porównywany, masz nawet ten sam numer co on, gdy grał tu wcześniej.

Tak, ale ja zawsze staram się od tego odcinać. Jesteśmy dwoma rożnymi typami zawodników, on bardziej pozycja numer 10, ja lepiej czuje się na ósemce, nawet szóstce. Wolę wyprowadzać piłkę od tyłu.

On był w Legii, twoje nazwisko wokół niej się kręciło. Był temat?

To bardziej media rozdmuchały. Rozmawiałem z paroma osobami z klubu, wiedziałem że jest zainteresowanie, ale konkretnej oferty nie było.

Kończąc temat Szwocha – zastanawiam się, czy myślisz o tym, że kariera piłkarza jest ulotna, choćby na jego przykładzie? Miał kłopoty z sercem i ostatecznie wrócił, ale mogło to się inaczej skończyć.

Każdy młody zawodnik ma w głowie to, że nie daj Boże przytrafi się kontuzja, lub inne problemy ze zdrowiem, jak w przypadku Mateusza. Ja na razie odkąd gram w piłkę, większych urazów nie miałem i specjalnie o tym nie myślę. Skupiam się na futbolu, nie mam zabezpieczenia, nie chodzę na studia, choć maturę zdałem. Nie dałbym nawet rady tego pociągnąć – często chłopacy, którzy grali nawet w rezerwach mówili, że trudno to połączyć. Także skupiam się na piłce, chcę żeby to jak najlepiej wyszło.

Na razie wychodzi, ale nie zaczynałeś w Gdyni, tylko w Redzie?

Reda to moja miejscowość – tu się wychowałem, grałem na podwórku i tam począwszy od mojego rocznika powstał Uczniowski Klub Sportowy Jedynka Reda. Razem z kolegami poszliśmy na trening, powstała z tego fajna grupa ludzi, między innymi Darek Formella potem do nas dołączył. Jakoś mnie nie ciągnęło, żeby od razu iść do Arki – zresztą tata, który trenował mój rocznik mówił, że nie jest to konieczne. Nie musiałem w młodym wieku, 7-8 lat, grać w Arce. Na to miała przyjść pora, ja się z nim zgodziłem, blisko miałem na treningi i do szkoły, więc zostałem.

Miałeś fory u ojca?

Wszyscy o to pytają i śmiejemy się w rodzinie, że tak naprawdę to miałem najgorzej. Tata nigdy nie chwalił, wymagał więcej i zwracał większą uwagę na negatywy. Nie, forów nie miałem.

Grałeś w Redzie, ale jak rozumiem, kibicowałeś Arce?

Tak, cały czas jeździłem na mecze, z wujkiem i bratem. Zabierali mnie, a ja poznawałem ten świat. Do momentu gdy nie zacząłem grać w pierwszej drużynie Arki, byłem na bieżąco na trybunach.

View post on imgur.com

Michał to ten w żółtej bluzie. „Zawsze ubierałem tę bluzę, ze względu na kolor – wtedy trudniej było zdobyć koszulkę meczową”.

To trudny temat- ale jak przeżyłeś informację o korupcji? Miałeś wtedy 12 lat, rozumiałeś coś z tego?

W tym wieku za bardzo w to nie wnikałem, bo co mogłem o tym wiedzieć. Byłem zdziwiony, wśród kibiców chodziły różne głosy, jedni twierdzili, że to prawda, inni wręcz odwrotne. Ja się tym nie interesowałem, nie rozumiałem tego, po prostu dopingowałem Arkę. Pewnie nigdy do końca nie poznamy prawdy – takie jest przynajmniej moje zdanie. Na pewno było coś na rzeczy, bo inaczej nie rozmawialibyśmy o tym, ale to na szczęście już za nami.

Wiesz, pytam bo to ciekawe – zdzierać gardło za zespół, a na koniec wychodzi, że oglądało się fikcję.

Gdybym był starszy, to pewnie inaczej bym na to spojrzał. To jest frustrujące – chodzić na mecz, dopingować, a na końcu okazuje się, że wszystko jest ustalone, zapłacono za wynik. Kibicuje i przeżywam, a to teatr.

To wróćmy do sportu – kiedy przeszedłeś do Arki?

W wieku 14 lat, wypatrzył mnie trener Grzegorz Witt, zresztą chciał żebym zmienił klub już rok wcześniej. Wolałem poczekać, pojechałem zimą na obóz z Arką, pół roku jeszcze pograłem w Jedynce, a do Gdyni trafiłem latem. Witt popracował jeszcze ze mną chwilę, ale odszedł do pierwszego zespołu. Naprawdę mile wspominam chwile w juniorach, byłem tym wszystkim zafascynowany – przychodziłem przecież z biednej Redy.

Tobie się udało przejść wiek juniora, a ilu było lepszych od ciebie, którzy z różnych względów odpadli?

Myślę, że sporo było takich piłkarzy… materiałów na piłkarzy. Mogli spokojnie grać na wysokim poziomie, ale woleli pójść na imprezę, opuścić trening i robić inne rzeczy. Wiele czynników składa się na to, czy będziesz grał gdzieś wyżej: mozolna praca, cierpliwość, nieodpuszczanie. Na pewno było wielu, którym tego zabrakło.

Jak czekałem na ciebie, to mijało mnie trzech chłopaków ze sprzętem sportowym i z fajką w ręce. Pomyślałem sobie – no, wy kariery nie zrobicie. Ale chyba nie byli z Arki, nie mieli klubowych toreb.

Nie, raczej nie, ćwiczą tu jeszcze lekkoatleci i Bałtyk. Arka stara się pilnować dyscypliny, tak żeby nie było rozluźnienia, mówiąc delikatnie. Trenerzy trzymają krótko i starają się skupić zawodników na treningu, ale jak ktoś będzie chciał gdzieś pójść, to pójdzie – każdy ma swój rozum.

Kto miał na ciebie największy wpływ, że jesteś tu gdzie jesteś?

Na pewno ojciec, który od trzeciego roku życia zabierał mnie na swoje mecze – kończył już wtedy karierę w Orkanie Rumia, wcześniej był w Gryfie Wejherowo. Cały czas wpajał mi do głowy piłkę, przekazał też wiele wartości – to w dużej mierze jego zasługa, że jestem w tym miejscu. Oczywiście, potem byli też inni, od których też się wiele nauczyłem – ale tata przygotował podstawy.

Przejść wiek juniora to jedno, ale potem też trzeba się pilnować, żeby nie odbiła sodówka. Ty masz z tym problemy? Notujesz pokaźniejsze przelewy niż większość rówieśników.

Nie, nie. Zresztą chciałbym zarabiać dużo więcej i grać na jeszcze wyższym poziomie, może i z Arką. Pieniądze, które zarabiam tutaj, nie uderzają mi do głowy. Jestem takim samym, normalnym chłopakiem i nic się tutaj nie zmienia.

Masz kogoś, kto cie pilnuje?

Wszystkich naokoło. Mam sporo znajomych, brata i pod ich wodzą nie mam szans odlecieć daleko w chmury, bo od razu ściągną mnie na ziemię. Na razie sam też daje sobie radę, ale zobaczymy co będzie potem – większe pieniądze, być może inny klub, wtedy to wszystko może się zmienić, ale nie jestem typem człowieka, któremu odbija sodówka. Będę taki sam i się nie zmienię.

Widzę, że podjechałeś dobrym autem, ale bez szaleństw.

Auto jak auto, na takie mnie stać – byle dojechać na trening. Dużej wagi do tego nie przywiązuje, będę mógł, to kupie sobie sobie takie, jakie mi się spodoba, ale po to żeby jeździć, a nie szpanować.

Dojeżdżasz z Redy?

Tak, mieszkam u siebie.

Nie myślałeś o przeprowadzce do Gdyni?

Myślałem, ale nie mam daleko – samochodem z 20 minut. Lubię Redę, mam tam dużo znajomych, czasem pomyślę o Gdyni, bo sporo czasu tu spędzam i jest wiele fajnych miejsc. Ale na razie zostaję u siebie.

Gdynia to też większe pokusy, zaraz obok jest Sopot.

Na pewno, ale jeśli chodzi o Sopot, to nie moje kierunki. Kiedyś, za małolata poszedłem i tyle. Nie wiem, może jestem dziwny, bo większość lubi tam pójść i się pobawić, ale to nie dla mnie. To dla niektórych może być niezrozumiałe, pomyślą że zgrywam pajaca, jednak naprawdę mnie nie ciągnie. Wiadomo, jak będzie okazja po sezonie, jakieś urodziny – to tak, ale w trakcie rozgrywek mnie to nie rajcuje.

W pierwszym składzie zadebiutowałeś u Dźwigały, dlaczego mu nie poszło?

Nie chciałbym wchodzić w kompetencje klubu, ale doszliśmy do wniosku z chłopakami, którzy grali jeszcze za trenera Dźwigały, że zabrakło trochę czasu i cierpliwości. To jest nasze zdanie, ale czuliśmy, że trener miał pomysł na drużynę, nawet po meczu gdy został zwolniony dostał od nas duże wyrazy wsparcia. Każdy chciał żeby został, miał pomysł i wiedział o co w piłce chodzi. Starsi gracze mówili też, że miał pecha – było sporo kontuzji, choćby Paweł Abbott i Marcus nie byli w pełni sił. Brakło czasu i szczęścia. Arka chciała walczyć o awans, a nie było punktów, więc zarząd zdecydował jak zdecydował. Nie ma też co być zdziwionym, bo gdy brakuje punktów to wszyscy się niecierpliwią.

Przyszedł Niciński i odmienił ten zespół. To też chyba dla ciebie inspirujące, że trenujesz pod okiem legendy klubu? Chyba mogę tak go nazwać.

To jedna z legend Arki, trochę bramek nastrzelał, tych występów też ma mnóstwo. To jest fajne, że trener jest stąd – pewnie to wszystko lepiej rozumie i bardziej się oddaje klubowi. Dla kibiców to też jest pozytywne – dopingować zawodników i trenera pochodzących z miasta i okolic.

Co do kibiców – podobne pytanie co o tatę, masz łatwiej u fanów, skoro jesteś tak naprawdę jednym z nich?

Myślę, że nie, bo po słabszym występie też dochodzą do mnie negatywne słuchy na mój temat. Nie mam forów, każdy oczekuje jak najlepszej gry. Są tacy kibice, co pozytywnie pompują zawodnika, ale też tacy – i mają do tego pełne prawo – którzy krytykują, gwiżdżą i tak dalej. Taki jest kibic, ma prawo do wszystkiego.

View post on imgur.com

W Lechii pewnie byś nie zagrał?

No nie, choć starsi podkreślają, żeby się nigdy nie wychylać z takimi tezami, bo nigdy nie wiadomo. Ale nie zagram w Lechii, honor mi na to nie pozwala, zlinczowaliby mnie u siebie.

Dodatkową motywacją do awansu są chyba derby z nimi, w których pewnie bardzo chciałbyś wystąpić. Macie w końcu z gdańszczanami rachunki do wyrównania – ostatnie sześć derbów w lidze, to pięć porażek i remis.

Na pewno. Kibice na to czekają, sam nim jestem, więc też przeżywałem te mecze, móc w nich zagrać to na pewno spora sprawa. Bardzo dobrze pamiętam ten remis 2:2 w Gdyni, nawet mogę powiedzieć, że chyba krzesełko wtedy połamałem. Arka prowadziła 2:0, a w doliczonym czasie straciła gola na 2:2. Ludzie na trybunach byli więcej niż wściekli, bo to za mało powiedziane. Ten mecz tak naprawdę zaważył o spadku do drugiej ligi.

Jak przeżyłeś ten spadek?

Jak wracaliśmy z meczu to do nikogo się nie odzywałem, w domu płakałem w poduszkę. Mocno byłem wkręcony, a nie dość że tak naprawdę przegraliśmy z Lechią, to jeszcze praktycznie spadaliśmy.

Spodziewałeś się, że Arka na tak długo ugrzęźnie na zapleczu?

No nie. Liczyłem, że Arka zdecydowanie szybciej wróci do Ekstraklasy, była na to nadzieja od razu po spadku, ale zabrakło punktów. Potem przyszły problemy finansowe i tak zeszło około pięciu lat – liczymy, że teraz uda się awansować. Ciesze się i jestem dumny z tego, że mogę brać w tym udział. Wszyscy kibice od nas tego awansu oczekują.

W tamtej drużynie był problem z obcokrajowcami – zła proporcja ilości do jakości. Teraz kibice mają z kim się utożsamiać.

Gdy nie ma wyników, to często pierwsi winni są zawodnicy, ale nie było mnie w szatni, więc nie wiem jak oni wyglądali na treningach. Mecze jednak odzwierciedlały wszystko i taki Moretto jest źle wspominany, choć CV przecież miał dobre. Teraz na pewno kibice są zadowoleni i dumni, że grają zawodnicy stąd. To też buduje ich morale.

Jakie masz plany? Zostać w Arce na dłużej, czy okrzepnąć w Ekstraklasie i wyjechać?

Mam takie ambicje, żeby zagrać w dobrym klubie na Zachodzie. Nie ukrywam, że Anglia to moja ulubiona liga, chciałbym tam spróbować, ewentualnie w Hiszpanii. Ale póki co, to są odległe marzenia. Oczywiście, gdyby Arka była topowym klubem w Ekstraklasie, to nie mówię, żebym nie został. Powalczyć o puchary, zagrać w eliminacjach, pokazać się. Na razie to jednak jestem w pierwszej lidze i parę meczów zostało do rozegrania.

Zawisza przegrał ostatnio, ciężko będzie to popsuć.

Rzeczywiście, bo już 10 punktów przewagi, ale nie takie rzeczy w piłce widzieliśmy. Chociażby ostatnio Barcelona przegrała trzy ostatnie mecze i już jest jeden punkt…

Nawet zero, Atletico już doszło.

Ja mówię jeden, bo jestem fanem Realu, więc ten punkt mam w pamięci – jest bigos, Barcelona już się gotuje.

Masz jakieś zagraniczne wzory?

Zidane był moim ulubionym zawodnikiem, często mu się przyglądałem – to nie do końca moja pozycja, ale on wszędzie by zagrał. Poza nim to choćby Xabi Alonso.

A w Arce, ktoś wziął cię pod opiekę?

Mam dużo starszych kolegów, którzy się mną opiekują – każdy coś daje od siebie. Najwięcej to pewnie Antek Łukasiewicz, za co jestem mu naprawdę wdzięczny, ale też Paweł Abbott, który sporo podpowiada. To naprawdę fajni ludzie.

Abbott powiedział mi, że ty zrobisz największą karierę z Arki.

Bardzo miło mi to słyszeć z ust tak dobrego, moim zdaniem piłkarza. Cenię Pawła umiejętności, nie tylko lubię go jako kolegę, widzę go na treningach i meczach, był niedoceniany i potrzebował chwilę czasu. Teraz niestety ma małą kontuzję i myślę, że dla Arki to bardzo duża strata. Są zastępcy, mamy takich i to dobrych, ale Paweł jest liderem, nie wiem czy da radę zastąpić takiego zawodnika. Łatwo nie będzie.

Miał swoje przygody w Turbokozaku, ale to niezły piłkarz.

Trochę śmiechów z tego było. Ale przyszedł do Ruchu, wzięto go na zastępstwo, a nawet nie wiedział co ma robić i że to będzie nagrywane. Gdyby wiedział co i jak wcześniej, to by lepiej mu poszło.

Jednym z twoich celów są też pewnie mistrzostwa Europy. Chodzi mi o te U-21, do Francji się chyba nie wybierasz?

Do Francji to nie, tam mogę wodę nosić. Na tych mistrzostwach za rok mogę grać, byłem na kadrze u trenera Dorny, rywalizacja jest bardzo duża. W środku jest Radosław Murawski, Patryk Lipski, Alan Uryga, może powołany będzie też Karol Linetty. Tym bardziej musimy awansować do Ekstraklasy, bo ci zawodnicy już tam są, muszę dążyć do przodu.

Gdzie masz największe braki?

W każdym aspekcie mogę się poprawić, chyba najbardziej w defensywie. Wiele osób pyta mnie też o kartki, ale jak czasem oglądam spotkania Ekstraklasy i widzę grafikę, która to kartka dla danego zawodnika, to nie mam ich wcale tak dużo. Oczywiście, niektóre są niepotrzebne i można ich unikać, ale na mojej pozycji w pierwszej lidze są zawodnicy, którzy kartkują częściej. Nie jest najgorzej, ale tę liczbę zawsze można zmniejszyć.

Zauważyłem, że przy jakimś spięciu na boisku to jesteś pierwszy do dyskusji.

Tak, mam taki charakter ze zawsze stanę w obronie kolegi, bo lubię walczyć o dobro drużyny. Jedni są tacy, że przemilczą i staną z boku, a drudzy idą do przodu. Ja jestem w tej drugiej grupie i trudno to zmienić.

Idziesz na mecz, gdy przykładowo Lech gra w Gdańsku?

Byłem, cały czas lubię trybuny, w wolnej chwili pojechanie na mecz to nie jest problem, rozmawiałem o tym z trenerem i mam zgodę.

Przyśpiewki na Lechię też intonujesz, czy tylko niech zwycięża KKS?

Myślę, że nie ma to znaczenia! (śmiech)

Rozmawiał Paweł Paczul
Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...