Ustalmy jedną rzecz – Starzyński nie jest drugim Luisem Figo, żadnym jego bratem, nawet ciotecznym. Ale cholera, patrzy się na to, jak prawie sam zmasakrował Ruch Chorzów i aż chce się go umieścić w drzewie genealogicznym Portugalczyka. Albo na zdjęciu rodzinnym – choćby w roli fotografa.
Starzyński bawił się dziś na boisku lepiej niż Terlecki za mikrofonem, a to już duża sztuka, bo Maciej rozśmieszył sam siebie chyba z kilkanaście razy. Ale bohater mógł być tylko jeden i był nim pomocnik Zagłębia – jego asysta przy bramce na 2:1 to jest mistrzostwo świata. Andres Iniesta. Delikatna wcinka nad głowy obrońców gdzieś z 30 metra, która ląduje w polu karnym, w idealnym tempie dla Arkadiusza Woźniaka, a ten dopełnia formalności. Przy golu wyrównującym też najwięcej miał do powiedzenia Starzyński – szybko rozrysował sobie mapę w głowie, sprawdził gdzie najlepiej podać i szybko to zrobił. Normalnym ludziom chwilę to zajmuje – jemu nie, parę sekund i po sprawie. Piątek dostał piłkę, zostawił Koja w tyle (inna sprawa, że temu obrońcy uciekłby emeryt o kulach) i pokonał Putnocky’ego.
To, że ten gol był tylko wyrównujący, jest zwykłym przypadkiem. Ruch strzelił gola z dupy – lepszego przykładu trafienia właśnie z dupy już w życiu nie dostaniecie. Chorzowianie nic nie grali, któryś z nieśmiałych wypadów spowodował rzut rożny, tam kopanina i stało się, Koj trafił do siatki. Ale jak długo możesz ujechać na kompletnie przypadkowej bramce? I tak Niebiescy wytrzymali prawie 10 minut, więcej dziś dać nie mogli.
W drugiej połowie różnica klas była już całkowicie widoczna, a jeszcze bardziej zarysował ją Paweł Oleksy strzelając samobója, po wrzutce z lewego skrzydła. Chwilę potem zdarzyło się coś dziwnego – imprezę Starzyńskiego chciał zepsuć jego własny bramkarz. Znacie ten typ człowieka: organizujecie domówkę, aż w końcu wpada jakiś niedysponowany gość i próbuje wszystko zrujnować. Na szczęście dla Zagłębia, Polacek tylko spróbował – za daleko wypuścił sobie piłkę, przejął ją Stępiński, więc bramkarz musiał ratować się faulem we własnym polu karnym. Napastnik na swoje nieszczęście jedenastkę zmarnował. Inna sprawa – panie Raczkowski – jeśli za to nie należy się czerwona kartka, to za co? Stępiński nie wypuścił sobie piłki za daleko i spokojnie by do niej zdążył, a potem umieścił w bramce. Wyniku to pewnie nie wypaczyło, ale trudno wyobrazić sobie prostszą sytuację do oceny. To jeszcze kwiecień, słońce tak mocno nie przygrzewa, by popełniać takie błędy.
Miał jednak szansę Ruch na dojście w kontakt z Zagłębiem, ale Stępiński popisowo spartaczył, więc Zagłębie wyprowadziło decydujący cios. Za krótko wybijał Koj, więc na piłkę nabiegł Łukasz Piątek i huknął z powietrza w długi róg. Pozamiatane.
Na koniec dwie liczby: Starzyński ma już więcej asyst niż choćby Ondrej Duda, który już zaraz-zaraz wróci do formy, a Inter wyłoży osiem baniek, po czym sprzeda go do Realu, podobnie jak Kovacicia. A Ruch – tak chwalony ostatnio – zaliczył siódme spotkanie z rzędu bez zwycięstwa.
Fot. 400mm.pl