Reklama

Pięć minut Malarza. Lepiej późno niż wcale

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 kwietnia 2016, 15:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Arkadiusz Malarz przeszedł do Legii Warszawa z GKS-u Bełchatów już kilkanaście miesięcy temu, lecz bardzo długo ciężko było znaleźć choćby kilka argumentów broniących ten transfer. W zeszłym sezonie jego przygoda z występami w barwach stołecznej drużyny skończyła się wraz z zawalonym meczem z Lechem w Poznaniu (pięć spotkań). Jesienią doświadczony bramkarz również nie był mocną konkurencją dla Dusana Kuciaka. Jednak gdy Słowak wybrał siedzenie na ławce/trybunach w drugiej lidze angielskiej, to Malarz otrzymał od Czerczesowa kredyt zaufania. I nic w tej kwestii nie zmieniło nawet korzystne dla Legii rozstrzygnięcie w sprawie Radosława Cierzniaka. Przełom? No nie do końca, na ten jeszcze trzeba było chwilę poczekać.

Pięć minut Malarza. Lepiej późno niż wcale

Malarz co prawda w końcu grał regularnie, ale wciąż można było mieć wrażenie, że jego wkład w ewentualne mistrzostwo będzie ograniczać się do tego, że niczego – no może poza meczem z Termaliką – w sposób spektakularny nie zawalił. Kiedy kilka tygodni temu, przed meczem z Lechem porównywaliśmy siłę obu drużyn na poszczególnych pozycjach, wyżej od niego oceniliśmy Jasmina Buricia. Powód? Bośniak mógł pochwalić się meczami, w których ewidentnie ratował tyłki kolegom, a Malarz nie. Takie postawienie sprawy się jednak już zdezaktualizowało.

Od czterech ligowych spotkań jesteśmy świadkami znacznej zwyżki formy u doświadczonego bramkarza. Trzeba to napisać wprost, by nie było wątpliwości: Malarz ratuje punkty liderowi Ekstraklasy.

Momentem przełomowym był mecz z Lechią Gdańsk. Ten, w którym z boiska wyleciał Ariel Borysiuk. Przewaga przeciwników Legii nie podlegała dyskusji, był jednak problem z jej udokumentowaniem. Nazywał się Malarz, aż sześć strzałów padło jego łupem – w naszej jedenastce kolejki nie wylądował wtedy tylko dlatego, że cuda w bramce Wisły w meczu z Ruchem wyczyniał Miśkiewicz.

Później były dwa czyste konta – w meczach z Pogonią i Lechem. Niby nie musiał się specjalnie przemęczać, ale to były dobre występy. Zachował czujność od początku do końca. Po raz trzeci z rzędu nie dał się pokonać w meczu z Ruchem Chorzów i  tu już nie ma wątpliwości – to dzięki jego interwencjom przewaga w tabeli nad Piastem nie stopniała do dwóch oczek, no i Mariusz Stępiński nie zbliżył się do Nikolicia w klasyfikacji strzelców. Pisaliśmy z przymrużeniem oka, że obronę tych efektownych nożyc Malarz mógł sobie darować, bo byłby piękny gol, ale z drugiej strony – zaliczył przy tym interwencję z rodzaju tych, dla których przychodzi się na stadiony.

Reklama

Tym razem już nie było innej możliwości – Malarz wylądował w naszej jedenastce kozaków.

yh2LJWMSpory problem mieliśmy za to z obsadą bramki w drużynie, w której gromadziliśmy największych patałachów tej kolejki. Najzwyczajniej w świecie żaden z piłkołapów w pełni nie pasował, więc bramkarz będzie tym razem trochę zawyżał poziom badziewiaków. Wiemy, że Mateusz Abramowicz wybronił z Jagiellonią Białystok sporo strzałów, nawet doceniamy to, jak zareagował na KATASTROFALNY błąd, który przydarzył mu się na początku meczu, ale z drugiej strony – to już recydywa. Drugi klops z rzędu, facet naprawdę ma szczęście, że Śląsk strzela bramki, bo bez tych czterech punktów byłaby nerwówka. Na razie się upiekło, ale Dzień Dziecka nie może trwać wiecznie, więc najwyższa pora się ogarnąć.

IDPBYXb

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
0
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...