Z zainteresowaniem obejrzeliśmy materiał TVN24,pl, który znalazł się nawet w głównym wydaniu “Faktów”, a który to opowiadał o biednej i uciskanej grupie społecznej – policjantach. Na podstawie wydarzeń z Tychów, gdzie strzał jednego z nich poważnie ranił kibica, za co strzelający odpowiedział przed sądem, opowiedziano nam historię o zastraszonych funkcjonariuszach, którzy od teraz będą się bali krzywo spojrzeć na demolującego dworzec chuligana, by czasem nie ukarał ich za to zły kibolski sąd.
Ale po kolei, zanim zagubimy się w tym wyciskaczu łez. Reportaż z “Faktów”, który ukazał się wczoraj w Internecie dotyczy sprawy, o której finale kibicowskie portale pisały już w końcówce lutego. Chodzi o wyrok 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu i dwuletni zakaz wykonywania zawodu dla funkcjonariusza za postrzelenie kibica w twarz, co w naturalny sposób wydaje się nam pewnym przekroczeniem uprawnień. Warto jednak nieco poszerzyć ten opis.
Cała afera miała miejsce w czerwcu 2013 roku, kibice GKS-u Tychy wracali z meczu z Cracovią. Na peronie w swoim mieście odśpiewali coś o jebaniu policji, za co ta ostatnia… wrzuciła im do wagonów gaz łzawiący. Na tym etapie jednak jesteśmy tylko świadkami “pięknym za nadobne”. Gorzej robi się po chwili, gdy jeden z kibiców obrywa w twarz na tyle dotkliwie, że ląduje w szpitalu. Po opatrzeniu ran słyszy zaś… zarzut czynnej napaści na policjanta.
Dworcowy monitoring nie pozostawia jednak wątpliwości – poszkodowany spokojnie szedł po peronie, został ranny kompletnie przypadkowo, wszelkie zarzuty wobec niego uchylono. A skoro poturbowano mu twarz bez przyczyny – zaczął dociekać, kto i dlaczego to zrobił. Winnym okazał się Tomasz K., policjant, który “wystrzelił w górę nabój hukowy”.
I w tym momencie zaczynają się jaja. Sąd bowiem – naszym zdaniem słusznie – uznał, że jednak dość niefortunną jest interwencja, która kończy się rozoraniem twarzy niewinnego człowieka. Policja z kolei odpowiada – nie nasza wina, był tłok, była dynamiczna sytuacja, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Serio! Cytujemy TVN24.pl:
To ostrzegawcza amunicja. – Nabój ma zatyczkę filcową, której lotu nie da się przewidzieć. Zależy np. od wiatru – powiedział TVN 24 Łukasz Celiński ze śląskiej policji. Warunki atmosferyczne zdecydowały, że zatyczka naboju Tomasza K. trafiła w nos przechodzącego peronem Krzysztofa T., jednego z kibiców. Otumaniony i zakrwawiony padł na ziemię, kolega przewiózł go taksówką do szpitala.
Wyśmienicie! Policja ma broń, która działa w taki sposób, że właściwie nie wiadomo kto dostanie. Widzisz policjanta? Zmykaj, bo może strzelając do bandziorów przypadkowo przedziurawi ci policzek zatyczką filcową. Zastanawiamy się tutaj – czy nie powinniśmy zacząć debaty, czy na pewno rozsądne jest rzucanie w ręce policjantów broni, której działania nie da się przewidzieć? No i przede wszystkim – jakież to warunki atmosferyczne na dworcu zadecydowały, że zatyczka pofrunęła w stronę kibica? I dlaczego zawsze, od lat, warunki atmosferyczne w różnych miejscach sprawiają, że pociski, odłamki pocisków i “filcowe zabezpieczenia” fruną w stronę kibiców, a nie – na przykład – dowódców akcji?
Najbardziej rozbrajający jest jednak wniosek sformułowany przez Rafała Jankowskiego, wiceprzewodniczącego zarządu wojewódzkiego NSZZ Policjantów w Katowicach. Otóż według niego po tym wyroku, policja będzie się bała interweniować, czyli w domyśle – w kraju zapanuje anarchia i dyktat kiboli.
Też uważamy, że sprawa poszła w złym kierunku. Należało tego rannego od razu skazać zgodnie z sugestią policjantów, którzy relacjonując wydarzenia z dworca informowali, że “grozi mu do 10 lat więzienia”. Trzeba było od razu wsadzić na dziesięć lat za przyjęcie na nos zatyczki “która nie wiadomo jak poleci”. Wtedy policjanci czuliby się komfortowo a my – bezpiecznie.
Fot.FotoPyK