Czerwiec 1996, Vitoria. Z jednej strony Roberto Carlos, Ronaldo, Rivaldo, Juninho, Bebeto, Flavio Conceicao, Ze Maria i Aldair. Z drugiej strony Maciej Krzętowski, Bartłomiej Wilk, Marcin Malinowski, Jacek Berensztajn, Jerzy Wojnecki czy Rafał Kaczmarczyk. Nasza kadra przyjechała w wybitnie rezerwowym składzie, właściwie w ligowym, podczas gdy po drugiej stronie mistrzowie świata w solidnym zestawieniu. Jednak po kwadransie szok: Daniel Dubicki daje Polsce prowadzenie.
Zresztą, po pięknej akcji. Nie powiemy, że Dubicki przyćmił tu Ronaldo, ale trochę pograliśmy. Po lewej stronie rajd bodajże Karwana (nie będziemy kitować, że pamiętamy mecz prosto z TV), asysta fałszem też znakomita (kto dojrzy podającego?).
Brazylijczycy, oczywiście, do końca meczu nakryli nas czapką, wygrali 3:1, niemniej nie było się czego wstydzić. Przecież takie eksperymentalne zestawienie – mecz nawet nie jest czasem oficjalnie uznawany, zapisywany “reprezentacji Ligi Polskiej – nie powinno tutaj zrobić sztycha, a trochę kłopotów zrobiliśmy. Swoją drogą niezłe jaja, że skład węgla i papy z Krzętowskim i Wilkiem w ogóle dostawał możliwość gry z Rivaldo, Ronaldo, Roberto Carlosem i Bebeto.