Mystkowski, rocznik 1998, duży talent. Gdy jesienią 2014 błysnął robiąc dwie asysty z Podbeskidziem, wydawało się, że Jaga ma perełkę czystej wody. Gołowąsa, na którego można śmiało stawiać od zaraz. Od tamtego czasu Mystkowski troszeczkę stanął w miejscu, a sądząc po dzisiejszym meczu idzie śladami Gajosa: niestety Janusza, nie Macieja.
Wszedł w przerwie, a dla gościa grywającego w najlepszym wypadku ogony to duża sprawa. Mnóstwo czasu, żeby się pokazać. Sami byliśmy bardzo ciekawi co zrobi, bo przecież tamte asysty nie były przypadkowe – autentycznie widać było, że chłop ma papiery na granie, ma błysk.
I może wciąż ma, ale to co zrobił dzisiaj to kryminał. Dobra akcja Jagiellonii tuż po przerwie, Mystkowski przyjmuje piłkę w polu karnym, piłkarz Piasta kładzie się przed nim na murawie, a Mystkowski pada jak rażony gromem. Przybiega Kwiatkowski i pokazuje żółtą kartkę: żółtą kartkę Mystkowskiemu za żenującego padolino, najbardziej żenujące jakie widzieliśmy w tym sezonie. Po takich próbach wymuszenia rzutu karnego aż człowiek chciałby, by za niektóre symulki arbiter mógł pokazać czerwoną kartkę.
A było to w zasadzie pierwsze zetknięcie Mystkowskiego z piłką! Wejście smoka po prostu. Wchodzi, wszyscy liczą, że da impuls, jest 0:1 w plecy, dobra okazja, a młody kładzie się na ziemi. Dostał szansę by zasłużyć na skład, a udaje Roberta de Niro. Patologia – nie wiemy na kim się wzoruje, kto jest jego idolem, ale jeśli w takim wieku w dogodnej sytuacji zamiast strzału, dryblingu, w pierwszej kolejności szuka jedenastki, to jest to tragedia.
Młody, jak to czytasz – zapętl sobie tą akcję i oglądaj ją dwie godziny. Albo i dłużej, oglądaj do obrzydzenia, do porzygu. To najlepsze co możesz zrobić, bo dzięki temu może się oduczysz.
Fot. 400mm.pl