Reklama

Piątek, piąteczek, piątunio… Kandydaci do awansu dziś wrzucili na luz

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 kwietnia 2016, 19:58 • 2 min czytania 0 komentarzy

Wisła z Arką delikatnie zwolniły prędkość na trasie „Ekstraklasa” – ci pierwsi stracili punkty już po raz trzeci w tym roku (drugi raz z rzędu), ci drudzy – po raz drugi. Ale spokojnie, bez obaw, w dalszym ciągu nad resztą stawki utrzymują sporą przewagę.

Piątek, piąteczek, piątunio… Kandydaci do awansu dziś wrzucili na luz

Podopieczni Grzegorza Nicińskiego mogą się w tym sezonie podobać: prowadzą grę, dominują, nie popełniają prostych błędów, mają dużo do powiedzenia w ofensywie. Dziś jednak nie potrafili tego udowodnić. To Miedź prezentowała się w Legnicy korzystniej, miała przewagę i dochodziła do lepszych sytuacji. Znów kluczową rolę odgrywał Petteri Forsell, przez którego przechodziła gra. Rozpoczął akcję, w której Łobodziński dograł Ślusarskiemu (obronił Jałocha), potem Fin podał prostopadle Ślusarskiego (po raz kolejny Jałocha górą), aż wreszcie sam spróbował strzału z okolic szesnastki – piłka leciała na dobrej wysokości, bramkarz zdołał ją jeszcze minimalnie trącić na rzut rożny.

Nie, Arka po pierwszych 45 minutach z pewnością nie mogła się podobać. Pomóc miało wejście Michała Nalepy i, owszem, gra trochę się poprawiła. Rzecz jednak w tym, że gdynianie wciąż nie dochodzili do sytuacji bramkowych. Najbliżej celu był Szwoch – z rzutu wolnego przyłożył w słupek. I kiedy liczyliśmy, że gdynianie mocniej podkręcą tempo, nie próbowali nawet przyspieszyć. Szanowali remis, jakby doskonale wiedzieli, że tego meczu nie wygrają i postanowili po prostu go nie przegrać. No więc nie przegrali.

Arka, chcąc utrzymać fotel lidera, musiała albo wygrać, albo spoglądać w stronę Grudziądza. Jeszcze przed przerwą Wisła – oba te mecze toczyły się równocześnie – mogła odzyskać pierwsze miejsce, ale rzutu karnego nie wykorzystał Stefańczyk. W drugiej połowie Lebedyński skorzystał z podania Recy, a odpowiedział Nildo z „jedenastki”. 1:1, czyli Arka w dalszym ciągu pozostaje na szczycie.

Ale my w tej chwili jesteśmy przede wszystkim pod wrażeniem Olimpii. Po rundzie jesiennej miała na koncie czternaście punktów, trzy zwycięstwa i zamykała ligową tabelę. Fatalnie w roli trenera radził sobie i Tomasz Asensky, i Artur Skowronek. Całość poukładał dopiero niedoświadczony Jacek Paszulewicz – w tym roku jeszcze nie przegrał, wygrał trzy mecze i ugrał dwanaście „oczek” (włącznie z walkowerem). Tyle samo, co zmierzająca do Ekstraklasy Wisła (bez walkoweru). I chociaż jest to statystyka delikatnie naciągana, robi spore wrażenie.

Reklama

Bez tytułu

Jeśli Zawisza wygra jutro z Rozwojem w Katowicach, zbliży się do pierwszej dwójki – do Arki na osiem punktów, do Wisły na siedem. Biorąc pod uwagę, że w 32. kolejce spadkowicz z Ekstraklasy jedzie do Płocka, może być jeszcze ciekawie. No ale do tego daleka droga. Nie zapominajmy, że Zawisza dopiero co dostał cztery sztuki od Sandecji.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...