Rzadko zwracamy uwagę na bandy reklamowe – stoją i już, nie ma co drążyć. Dzisiaj jednak bardzo się przydały, bo gdyby nie napis „Puchar Polski” nie uwierzylibyśmy, że tak może wyglądać półfinał krajowych rozgrywek – bardziej przypominało to jakiś benefis. Było wszystko: dziwaczny sędzia, gole z dupy, komentator wzdychający do rzecznik prasowej, Nikolić rozdający autografy. Brakowało jeszcze, żeby na boisko wszedł Ryszard Kalisz i zrobił karnego – a pewnie wszyscy by przyjęli to ze zrozumieniem.
Co najważniejsze – padły bramki, piłkarze byli na tyle uprzejmi, że nie kazali widzom wysiedzieć 90 minut bez choćby jednego gola. Ba, w tej uprzejmości posunęli się naprawdę daleko – oba zespoły wypracowały sobie nawzajem po trafieniu. Najpierw Kamil Drygas stracił piłkę w środku pola, ta trafiła do Nikolicia i 0:1, potem Guilherme kapitalnym podaniem uruchomił Karola Danielaka, a ten od połowy biegł sam na Malarza, którego ostatecznie pokonał. Nad Brazylijczykiem nie będziemy się znęcać – bo wpadkę nadrobił – ale Polak trochę nas martwi. Jego brak w Ekstraklasie traktowano jako stratę, tym bardziej gdy popatrzeć jak gra na zapleczu – wciąż jest liderem Zawiszy, a 11 goli na tej pozycji to naprawdę spory wyczyn. Tymczasem dwa mecze z Legią i dwa słabiutkie występy, bo zawalił bramkę w obu potyczkach – chyba dobrze, że przenosi się do Szczecina, tu zaczyna zjadać własny ogon. Pytanie, czy przeprowadzka nie odbywa się o rok za późno.
Legia wymęczyła ostatecznie zwycięstwo, choć oczywiście szali nie przeważyła składna akcja, tylko kopanina w polu karnym – wrzutka w szesnastkę, piłka jakoś trafia pod nogi Guilherme i pomocnik odkupił winy, 1:2.
PZPN robi wiele by rangę Pucharu Polski podnieść, ale gdy ogląda się takie spotkania, czasem trudno uwierzyć, że to się kiedykolwiek uda. Na trybunach garstka ludzi, sędziuje Japończyk, który gwiżdże każdą pierdołę, komentujący Marcin Feddek częściej wspomina o rzecznik prasowej, niż o sytuacjach bramkowych i trudno mu się dziwić. Gdybyśmy oglądali 1/16 rozgrywek, jakoś by to przeszło – ale mamy półfinał, przedsmak największych emocji, a tu taka bryndza.
Dziwne jest też co innego: mecz o pietruszkę, a Legia wystawia zespół ze średnią wieku 29,4. Może jesteśmy w fatalnym błędzie, ale to chyba dobry moment, by choć chwilę pograli młodzi – inna sprawa, że jeszcze niedawno Czerczesow prawie kpił z warszawskiej akademii. Jedno się natomiast nie zmienia – jak nieistotne byłoby spotkanie, Cierzniak od ławki odkleić się nie może.