Reklama

Szalony wieczór Krychowiaka – twierdza Pizjuan podbita

redakcja

Autor:redakcja

03 kwietnia 2016, 22:41 • 2 min czytania 0 komentarzy

Grzegorz Krychowiak to piłkarz o wyjątkowo mocnym charakterze, ale są dwa słowa, które przyprawiają go o mocniejsze bicie serca. Real Sociedad. Ta drużyna – pozornie niewinna, ot zwykły zespół, który bije się o środek tabeli lub utrzymanie – staje się prawdziwym koszmarem reprezentanta Polski. W pierwszym meczu tego sezonu Grzesiek zaliczył dwie asysty przy golach Basków, a dziś… Dziś to już był prawdziwy emocjonalny rollercoaster dla „Krychy”. Aż sami nie wiemy, jaką notę należałoby mu wystawić za ten mecz.

Szalony wieczór Krychowiaka – twierdza Pizjuan podbita

Ale uporządkujmy. Co takiego zrobił Krychowiak? Po kolei:

– nie pokrył szczelnie Bergary (część odpowiedzialności spada na Ramiego) przy otwierającym golu dla Sociedad
– zaliczył kapitalną, kluczową interwencję przy kontrze rywali, która zapobiegła utracie gola
– strzelił samobója plecami
– wywalczył rzut karny, który na gola zamienił Gameiro
– w drugiej połowie Polaka złapały skurcze i Emery w 66. minucie wprowadził za niego N’Zonziego.

Cała gama. Do wyboru, do koloru. W trakcie samej gry Krychowiak paradoksalnie nie wyglądał najgorzej. Jeszcze przed skurczami w pierwszej połowie trzymał rytm, szukał niekonwencjonalnych zagrań, zachęcał kolegów do bardziej otwartej gry. Był liderem. Próbował porwać Sevillę, która była dziś niezwykle apatyczna. Niewiele wychodzenia na pozycje. Zero nieszablonowości. Ekipa Emery’ego do przerwy była tak czytelna, że nawet trawione kryzysem Sociedad to wykorzystało.

W drugiej połowie wreszcie przycisnęli – już bez Krychowiaka na boisku rozkręcili się Banega i Vitolo, a trochę wiatru po wejściu z ławki tradycyjnie dorzucił Konoplanka. Sevilli zabrakło jednak pomysłu, szczęścia i skuteczności, żeby pokonać świetnie dysponowanego Rulliego. Niesamowita passa 17 domowych zwycięstw z rzędu została przerwana, dzięki czemu Sociedad prawie się utrzymało, a Sevilli chyba bezpowrotnie odjechała Liga Mistrzów. Co prawda prezydent Jose Castro zapowiadał, że awans do europejskiej elity nie jest obowiązkiem, to jednak dyrektor Monchi z pewnością liczył te kilkanaście ewentualnych milionów euro, które wpłynęłyby do klubowej kasy. A tak, to najpewniej trzeba będzie znów opędzlować dwie-trzy gwiazdy, żeby wszystko w budżecie się zgadzało.

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...