Reklama

Lucho kontra Zizou. Ogień, który zapłonie na nowo

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 kwietnia 2016, 09:33 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pięć tytułów mistrza Hiszpanii, dwa zwycięstwa w Lidze Mistrzów, złoto olimpijskie, mistrzostwo świata i Europy. A do tego wszystkiego oczywiście pamiętne boiskowe starcie kogutów sprzed ponad dekady. Jeżeli jest coś, co może jeszcze bardziej podkręcić temperaturę rywalizacji w El Clasico, to jest to pojedynek Luisa Enrique z Zinedinem Zidanem. Trener, który wkroczył na menedżerską scenę z przytupem kontra ten, który ma być jego madryckim odpowiednikiem.

Lucho kontra Zizou. Ogień, który zapłonie na nowo

Tak jak wtedy, tak i dziś, gdy na murawie pojawią się najbardziej oczekiwani bohaterowie wieczoru, Zidane będzie mieć okazję wsadzić Enrique rękę w twarz. Choć tym razem nie dosłownie. Bo o ile każdy już chyba oswoił się z myślą, że ligowe trofeum znajdzie swoje nowe miejsce w gablocie na Camp Nou, o tyle właśnie szkoleniowiec Barcelony ma w tym spotkaniu więcej do stracenia. Lucho w tym momencie jest królem wzgórza, za nim przemawia nie pozostawiający wątpliwości wynik z pierwszego spotkania. Od niego cały stadion będzie oczekiwać, że sequel nie będzie miałki, jak większość hollywoodzkich kontynuacji. Jeszcze bardziej spektakularnej odsłony tego, co stało się niecałe pół roku temu na Bernabeu.

Jeśli wygra, nikogo to nie zdziwi. Bukmacherzy, którzy coś tam jednak o świecie sportu wiedzą, wystawili na Barcelonę zdecydowanie niższe kursy. Jeśli jednak Zidane’owi uda się go pokonać – ziarno niepewności zostanie zasiane. Real, po którym widać, że znajduje się u kresu pewnego cyklu, zatrzymuje rozpędzoną machinę z Katalonii? Zizou, trener póki co bez osiągnięć, który jeszcze rok temu nie zdołał z Castillą wrócić do Segunda Division, bije zdobywcę Ligi Mistrzów? Na jego terenie? W psychice graczy Barcelony taka kiełkująca myśl może dokonać niezłego spustoszenia przed kluczowymi w kontekście próby obrony potrójnej korony spotkaniami.

Jakże odmienna to sytuacja od tej, w której ci dwaj panowie spotykali się ponad dekadę temu. Od tamtej pory zmieniło się bardzo wiele, by nie powiedzieć: wszystko. Tamten galaktyczny Real wzbudzał ogromny respekt w ekipie Blaugrany, a Zidane u swojego boku miał Raula, Figo, Roberto Carlosa czy Fernando Hierro. Barcelona była z kolei tworem targanym ogromnymi problemami. Kolosem na glinianych nogach, który cały czas nie umiał odnaleźć swojej tożsamości, a którego niestabilną sytuację symbolizowało to, jakie ananasy stawały wtedy pomiędzy słupkami. Pamiętacie Roberto Bonano? Albo Rustu Recbera? Dość powiedzieć, że gdy Zidane przychodził do Realu, przez siedem pierwszych El Clasico Los Blancos przeszli suchą stopą. Bez choćby jednej porażki.

Sam Francuz z Camp Nou przywitał się zresztą w stylu prawdziwie królewskim. Wtedy najdroższy piłkarz świata pokazał, dlaczego był dla Florentino Pereza tyle wart. Jeszcze zanim strzelił swoją prawdopodobnie najsłynniejszą bramkę przeciwko Bayerowi Leverkusen, dwa razy boleśnie ukłuł ekipę Carlesa Rexacha.

Reklama


Pierwsza bramka Zidane’a przeciwko Barcelonie, od razu na Camp Nou.

Mimo to bilans Zidane’a w samych tylko starciach z Luisem Enrique wcale tak imponujący nie jest. Często na przeszkodzie, by ci dwaj starli się na boisku stawały kontuzje czy słabsza forma kończącego już swoją przygodę z piłką Lucho, ale też Zidane akurat przeciwko drużynie ze stolicy Katalonii już tak skuteczny nie bywał. W efekcie Francuz z Hiszpanem zagrali zaledwie pięciokrotnie – Real z Zidanem w składzie wygrał raz, podobnie jak Barcelona z Enrique.

Image and video hosting by TinyPic

Niewielka częstotliwość spotkań nie przeszkodziła jednak, by między tymi dwoma dżentelmenami posypały się wióry. Rok 2002, Santiago Bernabeu. Pierwsze derby Zidane’a, w których naprzeciw niego staje Enrique. Carles Puyol pada na murawę jak długi, pokazując że zebrał łokciem od Francuza. Natychmiastowo doskakuje do niego niezadowolony z potraktowania swojego kolegi Lucho. Zdobywca Złotej Piłki z końcówki minionego wieku nie wpuszcza jednak zawodnika Barcelony na audiencję. I robi to w dość wymowny sposób.

Zdarzenie jakich w sumie oglądamy całkiem sporo, ale za to akurat w meczu jakich mało. To sprawia, że trudno znaleźć zapowiedź El Clasico, w której ten wątek by nie dominował. Obaj bagatelizują dziś tę sprawę, nie próbując bawić się w Mourinho i Guardiolę bis. Chcąc nie chcąc sprawili jednak, że najbliższe starcie posiada jeszcze jeden, dodatkowy smaczek. Kilkanaście lat temu podlali ogień w sercach kibiców solidną porcją oliwy. Oni nie zapomnieli.

Reklama

I dobrze. Niech i teraz zapłonie!

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...