Reklama

Jakość kontra jakoś. Królewskie pożegnanie Cruyffa

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 marca 2016, 23:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Trudno skupiać myśli tylko i wyłącznie na murawie stadionu w Amsterdamie, gdy ma się w pamięci stratę, jaką cały futbolowy świat poniósł wczoraj, gdy na dobre opuścił go Johan Cruyff. Wizjoner, który właśnie tutaj, właśnie w Amsterdamie przyszedł na świat i czynił pierwsze kroki ku swej boskości.

Jakość kontra jakoś. Królewskie pożegnanie Cruyffa

Holandia pożegnała go po królewsku. W czternastej minucie wszyscy na murawie stanęli i wraz z ponad pięćdziesięcioma tysiącami ludzi zebranych na trybunach zgotowali Cruyffowi minutę oklasków. Minutę, która nawet gdyby trwała godzinę czy dwie, nie oddałaby tego, jak wiele jeden człowiek zrobił dla rozwoju piłki nożnej. Nie tylko w swoim mieście czy w swoim kraju. Na całym świecie.

To spotkanie miało przygotowującym się do prawdopodobnie najważniejszej imprezy w ich karierach Francuzom dać odpowiedź przede wszystkim na jedno, kluczowe pytanie: czy mogą sobie pozwolić na konsekwencję w pomijaniu będącego w życiowej formie Karima Benzemy. Gdyby zawodnik Realu był światowej klasy obrońcą, Didier Deschamps pewnie zaraz po meczu wybrałby jego numer i prosił o to, by zmieniał plany na wakacje, a w czerwcu stawił się w pełnej gotowości.

Grający znów po osiemnastu latach u siebie w tak prestiżowym turnieju Francuzi mają bowiem w tym momencie sporo problemów w defensywie. Holendrzy, którzy nie zagrali dziś najlepszego spotkania i nie byli zespołem choćby w małym ułamku tak efektywnym jak Oranje za czasów Cruyffa, momentami sprawiali że Koscielny i Varane biegali za piłką jak juniorzy. A już przy stałych fragmentach gry dawali wraz z resztą graczy zgromadzonych w polu karnym prawdziwy popis nieporadności. O ile jeszcze przy pierwszym golu można ich usprawiedliwiać, bo za zagranie ręką de Jonga nie powinien on w ogóle zostać uznany, o tyle zostawienie Affelaya samego w narożniku pola karnego przy rzucie rożnym? Kryminał.

Reklama

Ale gdy przychodziło do ataku, braku Benzemy nie dało się jakoś szczególnie odczuć. Ciężko nam przypomnieć sobie sytuację, w której Olivier Giroud zachował się w tym spotkaniu gorzej, niż mógłby to zrobić zawodnik Realu Madryt. Koledzy wypracowali snajperowi Arsenalu w zasadzie jedną jedyną sytuację, którą powinien zamienić na bramkę. I zamienił. Tylko tyle i aż tyle. W drugiej połowie świetnie wyglądał również Anthony Martial, który wypracował zwycięską bramkę na 3:2 Matuidiemu.

Widać było, że Francuzi z przodu mają sporo jakości i że zwyczajnie bardziej zasługują na zwycięstwo. Szybka kontra? Żaden problem. Atak pozycyjny? Również. Wolne? Rożne? Po jednym niezwykłej urody w wykonaniu Griezmanna piłka wpadła do siatki bezpośrednio, po drugim – pośrednio, bo po ponownym zgraniu głową w pole karne po rzucie rożnym. Swoją drogą ciężko było zliczyć, jak wiele razy Francuzi zagrażali bramce Cillesena po – używając terminologii koszykarskiej – zbiórkach i akcjach z ponowienia pod bramką Oranje.

Osobnych kilka słów należy się też Dmitriemu Payetowi, który potrafił dziś doskonałą formę z Premier League przekuć w rewelacyjny występ w koszulce z kogutem na piersi. Drybling, rozegranie, strzał z dystansu, stałe fragmenty gry… Jeśli dziś mielibyśmy typować naszych pewniaków do jedenastki turnieju, jego akcje stałyby bardzo, ale to bardzo wysoko.

Co dobrego można powiedzieć o Holendrach? Podobnie jak rywale, oni też mieli kilka wypracowanych schematów ze stojącej piłki, potrafili też poklepać na jeden kontakt, ale za to kompletnie nie było widać między nimi nici porozumienia. Dodatkowo w pierwszej połowie dużą krzywdę wyrządził im Danny Blind, który na siłę chciał wrócić do mundialowej taktyki van Gaala. W efekcie kilku zawodników wyglądało tak, jakby weszli w klapkach wgłąb amazońskiej dżungli, w dodatku bez przewodnika. Dopiero powrót do 4-3-3 w drugiej połowie sprawił, że wszystko zaczęło jakoś wyglądać.

No właśnie, jakoś. Stąd do jakości jeszcze bardzo długa droga.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

0 komentarzy

Loading...