Wbrew temu co sugerował Radosław Osuch, ani Legia, ani Lech pewnie nie plują sobie w brodę, oglądając w akcji Gala Arela. Nie, właściciel Zawiszy nie ma lepszego pomocnika niż Poznań czy Warszawa. I nie, Izraelczyk nie jest gwiazdą. Co więcej, w dzisiejszym starciu z GKS-em Bełchatów był najsłabszy na boisku i po raz kolejny rozczarował.
Jasne, mamy świadomość, że to, co mówi publicznie właściciel Zawiszy, nie zawsze warto brać na poważnie. Czasem trzeba spojrzeć z przymrużeniem oka, czasem podzielić przez dwa. Tym razem dzielimy jednak przez cztery – Arel przeważnie podawał wszerz, do przodu bezsensownie grał górą, był schowany, nie brał na siebie żadnej odpowiedzialności, zaliczał straty. Źle, naprawdę źle to wyglądało.
A Osuch, faktycznie, miał prawo mieć przed tą rundą nadzieję. Po pierwsze, Arel przez kilka lat był ważną postacią w Izraelu, ostatnie pół roku spędził w czwartej drużynie Segunda Division, gdzie od czasu do czasu wchodził z ławki. Po drugie, już rok temu dobrze trafił z obcokrajowcami – Majewskijem, Barisiciem czy Mariciem.
Na razie, widząc jak prezentują się Arel i Jean-Yves M’voto (dziś przyzwoity poziom, jak Stawarczyk), szampana otwierać nie może. Tego pierwszego przerastał w środku pola 19-letni Maciej Kona i mniej więcej za rok – kiedy będzie mógł pod nieobecność Drygasa przejąć większą odpowiedzialność – spodziewamy się go w Ekstraklasie.
Ale i sam Zawisza wykonał z Bełchatowem kolejny krok ku elicie, choć nie bez problemów. Mimo że padł jeden gol, to na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Przed przerwą Sapela świetnie zatrzymał Demianiuka, miał szczęście, gdy Zapalac spudłował z piątego metra i gdy Demianiuk trafił w słupek. Gospodarze też trafiali w obramowanie: najpierw Krakowiak sparował strzał Drygasa na słupek, potem w to miejsce kopnął Smektała, a Mica dla odmiany uderzył w poprzeczkę.
Zawisza z GKS-em mieli ochotę wsadzić nas na niezły rollercoaster, przez precyzję przy strzałach – to była po prostu wyboista wycieczka. Ale przynajmniej z ładną puentą, bo dziesięć minut przed końcem Kamiński przyjął piłkę lewą nogą i uderzył prawą zza pola karnego w okienko. Zawodnicy trenera Smółki mogą się teraz wygodnie rozsiąść w fotelach, odpalić Livescore’a i nasłuchiwać wieści z dwóch pozostałych boisk. Trzecie przed tą kolejką Zagłębie podejmuje Kluczbork, druga Arka jedzie do Suwałk. Strata Zawiszy do pierwszej trójki (Wisła wygrała w piątek) na pewno się nie zwiększy, a być może odrobinę stopnieje, co jeszcze dziś może dać miejsce na podium.
Fot. FotoPyK