Reklama

Z cyklu science-fiction: Miśkiewicz w pierwszej drużynie AC Milan

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2016, 09:08 • 2 min czytania 0 komentarzy

Czytając o niektórych wydarzeniach ze świata piłki sprzed laty, odnosimy wrażenie, że pomyliliśmy strony i trafiliśmy na jakąś powieść science-fiction, a nie portal o tematyce piłkarskiej. Tak się składa, że napatoczył nam się właśnie news o Michale Miśkiewiczu sprzed siedmiu lat i… czujemy się jak podczas lektury Tolkiena. Obecny bramkarz Wisły został wówczas na stałe włączony do kadry AC Milan. Od razu uspokajamy kibiców, którzy nie śledzili uważnie piłki w tamtym okresie albo dorobili się dziur w pamięci – 1 kwietnia dopiero za parę dni. Tak, to zdarzyło się naprawdę, tak, mowa o tym samym Miśkiewiczu.

Z cyklu science-fiction: Miśkiewicz w pierwszej drużynie AC Milan

Historia nie miała jednak happy endu – Miśkiewicz w pierwszym zespole nigdy nie zadebiutował, miał nawet problemy, żeby załapać się do składu rezerw, ale polskim mediom wcale to nie przeszkadzało, żeby przylepić mu status gwiazdy. Przez pół roku po tym jak wygryzł ze składu Abbiatiego wskutek kontuzji Abbiatiego był trzecim wyborem (po Didzie i Kalacu), ale nigdy nie było konieczności, żeby zadebiutował.

Miśkiewicz po latach w wywiadzie dla Weszło: – Miałem 18 lat, mogłem pójść do Milanu, tylko głupiec odrzuciłby taką propozycję. Z perspektywy czasu uważam to za szkołę życia, dobre przygotowanie do tego, co jest teraz. Wiadomo, że mam trochę rozegranych meczów w Primaverze, wielką piłkę to ja tam najwyżej oglądałem, ale nie żałuję, bo gdybym wtedy nie wyjechał, to nawet nie wiadomo, czy dziś byłbym jeszcze piłkarzem. Kmita Zabierzów, w której grałem, upadła chwilę po moim wyjeździe. Kto wie, co by ze mną było, także dziękuję losowi za to, co się stało.

Jego obecność w drużynie „Rossonerich” ograniczała się do przebierania się w tej samej szatni co Kaka czy Beckham i wysłuchiwaniu rad od Didy. Tak czy inaczej – to kapitalna przygoda, której Miśkiewiczowi można szalenie zazdrościć. Piszemy to zupełnie serio. Kto z was nie chciałby powyłapywać wolnych Pirlo czy strzałów z piszczela Inzaghiego? Kto z was nie chciałby mieć okazji, żeby pożartować z Beckhamem? Kto z was nie chciałby podpatrywać jak Ronaldinho przychodzi na trening cyknięty?

Pod tym kątem należy ten wyjazd oceniać – trochę więcej walorów turystycznych niż piłkarskich. Jak się potoczyły losy Miśkiewicza, wszyscy wiemy. I pomyśleć, że jeszcze niedawno kibice drżeli o to, czy Wisła poradzi sobie bez Cierzniaka…

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...