Musimy się wam do czegoś przyznać – już prawie nie pamiętamy czasów, w których Liga Europy była dla nas tylko ubogą kuzynką ze wsi Ligi Mistrzów. Fakt – to ciągle jest różnica kilku półek, jeśli chodzi o wielkość firm, klasę piłkarzy, finanse, podejście trenerów, otoczkę i tak dalej, i tak dalej, ale same emocje – szczególnie już w fazie pucharowej – i tu i tu można znaleźć na podobnym, bardzo wysokim poziomie. Kilkadziesiąt minut temu poznaliśmy trzech pierwszych ćwierćfinalistów tych rozgrywek i co tu dużo mówić – są to trzy fajne historie.
Zacznijmy od największej niespodzianki. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, dlaczego: a) Marco Paixao głównie siedział tam na ławce lub b) Martin Nespor i Kamil Vacek zostali oddani stamtąd na wypożyczenie do Piasta, to piłkarze Sparty Praga być może udzielili dziś odpowiedzi na te pytania. Za naszą południową granicą najwyraźniej znów zmontowali tak poważną ekipę, że gwiazdy Ekstraklasy nie mają w niej czego szukać. Czesi właśnie wyrzucili za burtę Ligi Europy Lazio!
Już wynik pierwszego spotkania był dość sensacyjny. Niby remis 1-1 na wyjeździe i tak urządzał Włochów, ale fakty są takie, że mieli oni przewagę, górowali we wszelkich statystykach, więc mogli sobie pluć w brodę, że nie wywalczyli większej zaliczki. Dziś też mieli przewagę w statystykach – Klose i spółka zabawili się w Zagłębie z ostatniego meczu z Pogonią i oddali 30 strzałów na bramkę Bicika. Ale nie strzelili ani jednej bramki. A Sparta – trzy razy mniej prób – strzeliła aż trzy! Na Stadio Olimpico, wszystkie w pierwszej połowie! Może i Lazio różnie się wiedzie w Serie A, ale to i tak ciężki szok. Niemal całkowicie czeski team, bo w pierwszym składzie z obcokrajowców pojawił się dziś tylko – podobnie jak przed tygodniem – Costa Nhamoinesu, ograł dużą firmę. Można? Oj, można…
Jeśli rozgrywki Ligi Europy były tym promyczkiem nadziei, który pozwalał kibicom Valencii wierzyć, że projekt pt. “trener Gary Neville” ma sens, no to niestety – zgasł i on. W poprzedniej rundzie “Nietoperze” orżnęli 10-0 w dwumeczu wcale nie tak słaby Rapid Wiedeń, co według wielu zwiastowało lepsze czasy. Liga nie do końca potwierdziła te rewelacje (ostatnio Neville przegrał przecież nawet z Levante!), dwumecz z Athletikiem Bilbao również poniekąd zaprzeczył tej odważnej tezie.
Ale naprawdę nie możemy Valencii zjechać od góry do dołu. Tak byłoby najłatwiej, ale niesprawiedliwie. Dziś ekipa “Nietoperzy” zagrała prawdopodobnie najlepszy mecz za kadencji Anglika. Długo Gary mógł się uśmiechać pod nosem, bo już w 13. minucie Santi Mina odrobił straty przywiezione z Kraju Basków, a jeszcze przed końcem pierwszej połowy Aderlan Santos sprawił, że to gospodarze byli bliżej ćwierćfinału. Dalej oglądaliśmy szybki, dość wyrównany mecz, z okazjami obu drużyn, ale też z przewagą Valencii. Wydawało się, że kontrola była po stronie chłopców Gary’ego. Do czasu.
Kwadrans do końca. Neville ciężko oddycha wśród tłumu na widowni. Chwilę wcześniej szalał przy linii. Wyglądało to trochę zabawnie, bo z wulkanem emocji przecież ciężko go teraz kojarzyć, ale takiego teatrzyku nie powstydziliby się nawet mistrzowie gatunku. Powód? Sędzia nie zauważył zagrania ręką, po którym poszła akcja na 2-1. Ale poniższy filmik warto obejrzeć również dla świetnej asysty Garcii.
Neville przez protesty został wyrzucony na trybuny, Valencia została wyrzucona z Ligi Europy przez… nieskuteczność. Tak, tak – już po golu Aduriza gospodarze mieli jeszcze dwie świetne sytuacje, by odwrócić losy awansu. Tak czy siak – genialny teoretyk futbolu znów dostał siarczysty policzek.
***
Chrapkę na nawiązanie do starych, dobrych czasów dalej mają gracze Villarrealu. Chyba tylko najwierniejsi kibice Bayeru Leverkusen po pierwszym meczu liczyli, że ich drużynie uda się całkowicie zatopić Żółtą Łódź Podwodną i nic takiego oczywiście się nie stało. 2-0 przed tygodniem w Hiszpanii, 0-0 dziś w Niemczech. Świetna sprawa – podopieczni Marcelino mają już na rozkładzie “Aptekarzy” i Napoli. Jasne, w La Liga stracili ostatnio osiem punktów w trzech meczach, ale dziś potwierdzili, że jeszcze nie pękają.