Ubrany na biało trener kucając, z dużym zaangażowaniem tłumaczy coś po włosku na oko dziewięcio-dziesięcioletnim chłopakom. Na jego dresie zobaczyć można identyczne logo, jak na koszulkach podopiecznych. Widniejący na jego piersi herb Juventus FC nie byłby niczym dziwnym, gdybyśmy akurat znajdowali się w piemonckim Vinovo, gdzie mistrzowie Włoch mają swój ośrodek treningowy. Lokalizacja w telefonie pokazuje nam jednak coś zupełnie innego. Piekary Śląskie.
***
– Gdy pojawiliśmy się na śląskim rynku, od razu pytano nas: „przecież my też uczymy grać w piłkę, co nowego możecie zaproponować”? Uczymy grać w piłkę, owszem, ale robimy to w nieco inny sposób.
***
Buffon, Pogba, Mandzukić… Dziś każdy dzieciak, który ma w domu komputer czy konsolę, wie doskonale jak wyglądają. Jakie są ich najmocniejsze i najsłabsze strony. Który potrafi załadować bombę z dystansu, a który broni strzały, jakie koledzy po fachu zwykle wpuszczają do siatki. Popularność gier takich jak FIFA czy Pro Evolution Soccer zrobiła swoje. Zresztą – w dziecięcych pokojach od zawsze królowały plakaty gwiazd największego formatu. Wychodząc pokopać piłkę z supermarketu, z trzymającymi się już tylko na słowo honoru łatami, którą kolega kolegi dostał na święta, nie marzyło się o grze w pierwszej lidze z Bizackimi czy Kompałami. Każdy trafiający między dwa drzewa na trawniku przed blokiem był Ronaldo zdejmującym pajęczynę z bramki Bartheza na Old Trafford, a jeśli tylko trafił się ktoś lewonożny to od razu był naszym osiedlowym Roberto Carlosem. I koniec.
Wielkie nazwiska od zawsze działały na dziecięcą wyobraźnię. Ta kazała podążać za marzeniem, pod rozwagę nie przyjmując w ogóle możliwości porażki. Nikt robiąc pierwsze futbolowe kroki nie stawiał sobie też przed oczami gry w Ekstraklasie, a właśnie na wypełnionych po brzegi stadionach najważniejszych klubowych rozgrywek Starego Kontynentu. W Toruniu, Bydgoszczy, a także właśnie w Piekarach Śląskich postanowiono, że warto dać dzieciakom możliwość trenowania od małego w barwach, które zna każdy szanujący się kibic na świecie.
– Naszym celem jest nie tylko przekazanie akademii marki „Juventus”. Chcemy w niej wykształcić cały model Juventusu. Zorganizowaliśmy ją więc tutaj na takich samych zasadach, jak tę w Turynie i wszystkie inne akademie rozsiane po całym świecie – opowiada Lorenzo Grossi, trener monitorujący działania Juventus Academy. – Pracujemy z wykształconym, gotowym modelem. Oznacza to, że nasi trenerzy w Polsce, w akademiach w Piekarach Śląskich, Toruniu i Bydgoszczy, będą stosować dokładnie te same metody, co trenerzy, powiedzmy, w Miami.
Oczywiście spełnienie wielkiego marzenia o grze w Serie A to coś, na co szansę mają nieliczni. Nie każdy rodzi się z takim darem od niebios, jaki mieli Del Piero czy Pirlo, a w kilkunastu akademiach Juventusu poza Włochami trenują przecież setki dzieci mających to samo pragnienie. Poprowadzenie za rękę do wielkiej kariery nie jest jednak celem numer jeden, przyświecającym projektowi Juventus Academy.
– Naszym priorytetem nie jest to, by te dzieciaki stały się profesjonalnymi piłkarzami. Przede wszystkim mają być dobrymi ludźmi. Bardzo zależy nam na tym, by poznały aspekty sportowej rywalizacji, zdrowego stylu życia, umiały poukładać sobie wszystko tak, żeby zawsze znalazł się czas i na naukę, i na treningi – tłumaczy Grossi. – Kładziemy duży nacisk na sporo aspektów pozasportowych. Wychowanie, szacunek do drugiego człowieka, postawę fair play. Regularnie monitorujemy też szkolne postępy dzieci w trakcie roku szkolnego. Czasami jest wręcz tak, że rodzice nie mogą trafić do nich i proszą o interwencję właśnie trenera, który miewa większy autorytet. Oczywiście zdarza się, że trzeba postawić sprawę jasno: póki oceny się nie poprawią, nie będziesz z nami jeździć na mecze. Był przypadek chłopaka, który dzięki takiej motywacji otarł się o świadectwo z wyróżnieniem – dodaje założyciel mającego podpisaną umowę z Juventus FC w ramach projektu Juventus Academy klubu sportowego „JSS-Silesia”,Tomasz Sokoła.
Najlepszą nagrodą za sumienność na treningach i w szkole jest możliwość spotkania z boiskowymi idolami
Współpracę na linii trener-dziecko-rodzic Sokoła podaje wręcz jako warunek konieczny, by wszystko grało ze sobą zarówno na boisku, jak i poza nim. – Jeżeli rodzic nie będzie poświęcał się temu w równym stopniu, jak jego pociecha, nic pozytywnego z tego nie wyjdzie. Jeśli z kolei rodzice i trenerzy będą się angażować, ale braknie tej chęci ze strony dziecka – również nie wróży to niczego dobrego. Tylko jeżeli w tym trójkącie wszystko gra, można osiągnąć sukces.
Rodziców trzeba czasami wręcz… stopować. Część bowiem wyobraża sobie, że zapisanie syna do akademii Juventusu wiąże się z tym, że już za chwileczkę, już za momencik rodzina przeprowadzi się do Włoch, a dzieciak podpisze lukratywną umowę ze „Starą Damą”. No, przynajmniej z Palermo czy Udinese.
– Staramy się edukować rodziców, co niejednokrotnie jest trudniejsze od edukacji samych dzieci. Prezentowaliśmy im między innymi znany film „Respect” angielskiej federacji, który pokazuje, jak rozmawiać z dzieckiem, jak je motywować, ale nie przemotywować. Dlatego też nawiązaliśmy współpracę z psychologiem sportowym. By móc monitorować dzieci za pomocą testów, których wyniki będą analizowane wraz z rodzicami. Pokazane mają być również ćwiczenia, które pomogą wyeliminować na przykład problemy z koncentracją – zapowiada Tomasz Sokoła.
Jeżeli chodzi o opiekę pozaboiskową, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Ostatnio zawodnicy mieli przeprowadzone testy psychofizyczne przez firmę Sport And Minds, uczestniczącą między innymi poprzedniej edycji „Piłkarskiego Diamentu” na obiektach gliwickiego Piasta. Każdy z nich będzie miał szansę skorzystać między innymi z urządzenia eye-tracker, badającego miejsce skupienia wzroku podczas wykonywania, przed i po strzale. – To badania, których żaden klub nie przeprowadził wszystkim zawodnikom seniorskich zespołów – nikt nie pomyślał, że ta metoda, co by nie mówić, z górnej półki pozwoli sprawdzić, czy przypadkiem nasz zawodnik nie zamyka oczu przed uderzeniem. Takie detale mają w piłce ogromne znaczenie.
Wydawać by się mogło, że nowatorskie podejście do wielu spraw, a także sama marka, pod jaką przyszło pracować ludziom z Juventus Academy to potężny kapitał, który od momentu ustawienia się na linii startu musiał przynosić porównywalne owoce do tych, jakie zbierała Barcelona Escola Varsovia, przyjmująca na nabory czterocyfrowe liczby dzieciaków.
– Początki wcale nie były tak usłane różami – mówi Tomasz Sokoła. – W pięćdziesięciotysięcznych Piekarach już wtedy było pięć klubów piłkarskich. Tutaj grał tata i dziadek, tutaj ojciec zna ze szkoły trenera, więc przecież nie może mu tego zrobić i posłać synka do innej akademii… Jak tylko pojawił się Juventus, wszyscy mieli nas za „wujka samo zło”. Bo z naszej strony to wygląda tak, że pojawia się podmiot, który mówi: „zrobimy coś fajnego, coś nowego”. Ale ze strony klubów, które istnieją tu od dziada pradziada, słychać głosy: „jeśli oni pójdą po dotację do miasta, to zabiorą nam nasze pieniądze, a zaraz zaczną zabierać też nasze dzieciaki”.
Początkowa nieufność, choć projekt szkółki Juventusu w Piekarach Śląskich w trzy lata zdążył wrosnąć w piłkarski krajobraz miasta, wciąż trwa.
– Środowisko piłkarskie nie ma takiego podejścia do młodego zawodnika pod tytułem: „słuchaj, u mnie już niczego więcej się nie nauczysz, mamy słabą grupę, a ty potrzebujesz czegoś więcej”. Raczej pokutuje podejście: „o, mam trzech-czterech super graczy, najlepiej grać nimi każdą możliwą ligę – młodzika, orlika, trampkarza, co tylko się da”. Przerzuca się dzieciaki do nie swoich roczników, kombinuje, eksploatujesię je do granic wytrzymałości, zamiast dać prawdziwą szansę rozwoju. Przez trzy lata tylko raz ktoś w taki sposób przysłał nam chłopaka ze swojego klubu – wyjaśnia Tomasz Sokoła.
Coraz więcej osób zgłasza jednak swoje dzieci do akademii nie tylko dlatego, że działa magia nazwisk osób stojących za tym projektem, choćby znanego polskiego trenera Dariusza Fornalaka czy Jeana Paulistę, którego powinniście kojarzyć z występów w Wiśle Kraków. Powód jest znacznie bardziej prozaiczny.
– W ostatnim czasie kontaktuje się z nami dużo osób, które przyznają wprost, że od wielu lat kibicują Juventusowi, pamiętają wielkie sukcesy tego klubu, jego tłuste lata i chcieliby, by ich dzieci pobierały nauki właśnie w szkółce włoskiego giganta. Albo po prostu dzieci są tak zakochane w Juve, że pokój mają cały w biało-czarnych barwach i co chwilę dopytują, czy przypadkiem nie mamy jakichś nowych gadżetów, czegoś czego oni jeszcze nie zdążyli zdobyć – śmieje się Sokoła.
– Czasami, gdy natłok pracy w weekend jest szczególnie duży i nie mamy za bardzo czasu obejrzeć meczu Juventusu, łapiemy się na tym, że to nasze dzieciaki lepiej wiedzą, jaki był wynik i kto strzelał niż my sami – dodaje z uśmiechem Łukasz Bieliński, trener główny Juventus Academy w Piekarach.
Faktu, że aspekt marketingowy był przy tworzeniu akademii niemal równie ważny jak sportowy, nie ukrywa nawet trener Grossi. Słowo ”brand” co i rusz przewija się podczas naszej rozmowy. – Jasne, że przy tworzeniu akademii, bardzo pożądanym efektem dodatkowym jest tworzenie bazy kibiców na całym świecie. Te dzieciaki to przyszłość naszego klubu. Nawet jeśli nie zagrają w Serie A, to przecież podłapią to, na czym polega „Juventus life”, zaangażują się emocjonalnie, w przyszłości będą przyjeżdżać na mecze. W Polsce co prawda Juventus na popularność może i tak bardzo nie narzeka, ale w Melbourne, gdzie ogląda się raczej tylko Premier League, ta świadomość bardzo mocno wzrosła. Ale to też nie jest tak, że marka czyni akademię najlepszą. To trenerzy muszą dzięki współpracy z nią stawać się najlepsi.
Aby dbać o poziom sztabu, Juventus trzy razy do roku wysyła koordynatora z Turynu, który przekazuje swoje uwagi i wskazówki odnośnie przygotowania szkoleniowego, a także merytorycznego pracowników. Ale na tych trzech kilkudniowych wizytach współpraca bynajmniej się nie kończy.
– Po każdym meczu wysyłamy do Turynu raporty, w których opisujemy przebieg meczu, cele jakie mieliśmy w nim do zrealizowania, ich poziom realizacji, charakteryzujemy wyróżniających się zawodników, zaznaczamy nad czym pracowaliśmy w danym tygodniu czy miesiącu. Co piątek przesyłamy też plan treningowy na następny tydzień do weryfikacji. Bardzo ważny dla nas jest feedback z ich strony, bo to on ukierunkowuje nasze działania – mówi Bieliński.
Formowanie trenerów każdego dnia, nie dopuszczanie do jakichkolwiek niedopatrzeń, stały monitoring postępów młodych adeptów, sygnowanie całego projektu znakiem Juventusu – wszystkie te czynniki mają przekonać ojców i matki z rejony, by ich dzieci pobierały naukę w piłkarskiej szkole Juventusu. Już teraz w akademii jest kilku chłopaków, których rodzice świadomie przywożą tutaj z miejscowości dość sporo oddalonych – Sosnowca, Jaworzna, był też chłopak, który dojeżdżał aż z Oświęcimia.
Wzrost jest zauważalny gołym okiem. Jeszcze we wrześniu ubiegłego roku w szeregi Juventus Academyzapisanych było pięćdziesięciu czterech chłopaków. W tym momencie liczba ta dobiła do setki. Od tego roku rusza piłkarskie gimnazjum, by pociągnąć tę piłkarską edukację pod flagą turyńskiego giganta przez kolejne trzy lata.
– Czy w przyszłości jest szansa na dorosły zespół? Juventus w seniorskich rozgrywkach w Polsce? Nie mówimy nie, z pewnością przeszło nam to przez myśl – twierdzi trener Grossi. – Póki co chcemy się jednak skupić na poprowadzeniu młodzieży w gimnazjum. Wiek szesnastu lat, gdy opuszcza się gimnazjum, to właściwy czas na stwierdzenie, czy ktoś ma papiery na granie, czy warto żeby poszedł do normalnego liceum, technikum czy szkoły zawodowej i pomyślał o pracy w innym zawodzie. Nie zagwarantujemy wszystkim, że zostaną profesjonalnymi piłkarzami, ale chcemy by każdy poradził sobie w życiu.
***
– Tydzień po rozpoczęciu treningów w akademii, pierwszy mecz pod tym szyldem zagraliśmy z Polonią Bytom. Zostaliśmy dość mocno sprowadzeni na ziemię. 0:18 pokazało, jak wiele pracy jeszcze przed nami – wspomina Bieliński. Już za parę tygodni, niemal dokładnie trzy lata po tamtej porażce, Juventus będzie miał okazję sprawdzić, jak wiele się zmieniło w najbardziej wymierny ze sposobów. Poprzez boiskową weryfikację. Rocznik 2003 dzięki swojej dobrej grze awansował do ligi, w której za moment zmierzy się ze swoimi debiutanckimi pogromcami z Bytomia.
Widząc, jak wiele udało się w Piekarach zbudować od podstaw w niecałe trzy lata, nie sposób patrzyć w przyszłość inaczej, niż z optymizmem. I to nie tylko w kontekście rewanżu z Polonią.
SZYMON PODSTUFKA