Zawisza przegrał 0:4, a i tak jego najlepszym piłkarzem był bramkarz. To jedno zdanie mówi wszystko o półfinale Pucharu Polski, który rozegrano na Łazienkowskiej. Trudno nazwać to nawet meczem: raczej idealna jednostka treningowa przed arcyważnym weekendowym pojedynkiem z Lechem Poznań.
Do przerwy Zawisza jeszcze wyglądał na drużynę, która może pokusić się o niespodziankę. Jasne, przegrywał 0:1 i przegrywał zasłużenie, ale obrona Legii myliła się dość często. A to ręką w niegroźnej sytuacji zagrał Pazdan (sędzia nie dostrzegł), a to obcinał się lekko zardzewiały Broź, a to znowu Pazdan zamiast rozegrać piłkę wybijał ją w trybuny. Stawarczyk po kornerze był tak osamotniony w polu karnym, tak opuszczony przez obrońców Legii, że aż nam się go zrobiło żal – możemy on też ze smutku spartaczył świetną okazję.
Wszystko jednak do czasu. W przerwie piłkarze Zawiszy – na oko – spakowali się i poszli do autokaru, względnie: ćwiczyli przed Wielkanocą wsuwanie ciast i ich przytkało. Zjazd w jakości był znaczny, nie wytrzymywali tempa, siedli na dupach i nie wstali aż do samego końca. Grał jeden zespół, drugi starał się przeszkadzać, a i to raczej z jakąś taką nieśmiałością. Legia nie prowadziła szturmu, po prostu grała swoje, ale to granie swojej piłki w pełni wystarczało, by przeprowadzać co chwilę szturm. Czasami dochodziło do kuriozów – niegroźna sytuacja, a tu nagle ktoś zdradza kabaretowy talent – choćby Mvoto – i mamy stuprocentową sytuację.
w Legii Broź odrdzewiał po przerwie i huknął bajeczna bramkę, odblokował się Nikolić, który strzelił trzy bramki. Ciekawą zmianę dał Hamalainen – wywalczył karnego (powiedzielibyśmy, że marne uderzenie Dudy i pewnie mielibyśmy rację, ale nie chcemy odbierać zasług Węglarzowi), miał duży udział przy czwartej bramce. Wyglądał jakby bardzo, ale to bardzo zależało mu na tym, żeby mieć szansę zaprezentować się kibicom w Poznaniu. Dla kibiców Legii z tego meczu płyną same dobre wiadomości: jest pewne zwycięstwo i dobre przetarcie przed weekendem. Załatwiona sprawa dwumeczu zgodnie z planem, czyli już u siebie – na starcie w Bydgoszczy można zrobić przegląd wojsk, a najlepszym dać odpocząć.