Ruch Chorzów zaapelował – bagatela – 18 milionów z miejskiej kasy, bo w przeciwnym razie nie otrzyma licencji na nowy sezon. Suma olbrzymia, ale nie może być zaskoczeniem, ponieważ od dawna działacze „Niebieskich” bawili się w dość specyficzne finansowanie klubu – pożyczali pieniądze pod zastaw kasy, którą dopiero mieli dostać w przyszłości z C+. Mówiąc krótko: sprzedawali pieniądze z praw telewizyjnych – dostawali je wcześniej, za to trochę mniej. I wyprzedali wszystko na długo do przodu.
Pytanie brzmiało: ile kolejnych transz można w ten sposób upłynnić? Bo przecież nie sto. I chyba w tym momencie Ruch doszedł do ściany.
Tak o chorzowskim pomyśle na biznes opowiadał w wywiadzie dla nas Krzysztof Sachs, szef komisji licencyjnej:
– Jedyny klub, którego sytuacja w tym roku jest specyficzna, to Ruch Chorzów. Tak naprawdę klub jest w tym momencie uzależniony finansowo od firmy, która finansuje go – nazwijmy to – factoringowo. Formalnie nie jest ona właścicielem klubu, choć z ekonomicznego punktu widzenia można by powiedzieć, że jest. Ma zresztą bodajże dwóch przedstawicieli w radzie nadzorczej Ruchu. Ten układ nie jest dla nas do końca czytelny. Teoretycznie wygląda to tak, że ta firma byłaby w stanie rozłożyć Ruch na łopatki z dnia na dzień. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie takie są ich plany – klub ciągle jest finansowany i stara się w miarę na bieżąco realizować swoje zobowiązania, pomimo stale rosnących kosztów finansowych. W toku procesu licencyjnego Komisja dostała deklarację, że zadłużenie Ruchu w stosunku do tej firmy nie będzie windykowane do końca następnego sezonu, czyli do czerwca 2016 roku. Tak naprawdę dzięki temu klub ma w ręku kwit, który uniemożliwia sytuację, w której jutro przychodzi jego największy wierzyciel i żąda natychmiastowego rozliczenia. W tym sensie – tak mocnych papierów z Ruchu nie mieliśmy nigdy. Tak więc jeśli klub z Chorzowa dostał licencję, a de facto nie było powodów, by miał nie dostać, to każdy inny przechodził procedurę bez większego problemu.
Można zgadywać, że właśnie bydgoska firma utrzymująca Ruch na powierzchni powiedziała: chłopaki, już wystarczy, dawać kasę. Już teraz kwitu o braku windykacji nie wystawimy.
A Ruch kasy ni mo.
Przedstawiciel rady miasta w Radzie Nadzorczej Ruchu Sławomir Janiszewski powiedział (cytat za sport.pl) o sytuacji klubu: – Jest ona dramatyczna. Nigdy wcześniej spółka nie była w takich tarapatach. Dziś stoimy przed wyborem: albo doraźna pomoc finansowa w postaci pożyczki, albo pozostawienie klubu, który bez tej pomocy nie otrzyma koncesji i spadnie do czwartej ligi.
I teraz żądania: 18 milionów.
18 milionów! Na kontrakty dla piłkarzy. Na transfery. Na to, żeby bal na Titanicu trwał, a kilku panów udawało bogatych (bo przecież mają swój klub w lidze). Można było sprzedać zimą Mariusza Stępińskiego do Lecha i już potrzeba byłoby 16 milionów, a nie 18. Można było poszukać kupca na Patryka Lipskiego. Ale nie, no co wy, my nie będziemy sprzedawać. Poprosi się miasto, a miasto wyczaruje. Przecież tak się zawsze dzieje.
A jak miasto nie wyczaruje, to się zrobi demonstrację pod urzędem i po kłopocie – forsa się znajdzie.
18 milionów. A już za dziesięć lat – 78 milionów! A co!