Myślałeś, że Łukasz Surma czy Radosław Sobolewski to weterani? Byłeś przekonany, że Paolo Maldini miał monopol na eliksir długowieczności? Byłeś w dużym błędzie. Przy Tercio Mariano cała trójka – tak jak i wszyscy inni piłkarze świata – to szczupaczki, żółtodzioby, chłopczyki, którzy mają jeszcze mleko pod nosem, a już zaczęli ganiać za futbolówką. Dziś wypada rocznica śmierci najstarszego piłkarza świata.
Kiedy w 2007 roku odebrał nagrodę za rekord Guinnessa (miał 85 lat) poświętował tak mocno, że… spadł z wysokości i złamał kark. Czy to sprawiło, że senior odpuścił sobie futbol? A gdzie tam. Groziło mu kalectwo, ale szybko doszedł do zdrowia i po roku wrócił na boisko. Kilka lat po tym zdarzeniu miał problem z pachwiną – kolejna poważna operacja i znów powrót na murawę. Szaleniec, który ześwirował na punkcie futbolu. Możemy tylko się domyślać, ile razy rodzina apelowała, żeby sobie dał spokój. Nawet jego syn mówił o nim: – Mam trójkę dzieci. Dwa własne i ojca, którego muszę pilnować.
Do swojego klubu poszedł gdy miał 52 lata. W Goiandira Esporte Clube stał się legendą, znała go cała wioska, ludzie brali od niego autografy jakby był co najmniej piłkarzem reprezentacji. Oczywiście mowa tylko o poziomie kompletnie amatorskim, ale kiedy jego rówieśnicy wąchali już kwiatki od spodu albo leżeli w domach przykuci do łóżka, on biegał po zielonej trawce i wchodził w pojedynki z młodszymi kolegami. To naprawdę niebywałe.
Do tego całe życie tryskał humorem. – Dopóki mam jeszcze nogi, chce grać w piłkę – mówił w jednym z wywiadów. Generalnie miał świra na punkcie zdrowego trybu życia, każdego dnia przebiegał… 10 kilometrów. Ostatni raz na boisko wszedł w wieku 92 lat. Osiem miesięcy przed śmiercią. Jeżeli nie chce ci się wyjść z domu, bo za oknem pada deszcz – spójrz na tego gościa. Facet grający w piłkę mimo 92 lat na karku – trudno o lepszy kop motywacyjny.