Cenimy trenera Leszka Ojrzyńskiego. Cenimy, ale niektórych jego trenerskich decyzji nijak pojąć nie potrafimy. Choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, nigdy nie zrozumiemy na przykład holowania Michała Janoty i Macieja Korzyma. Zwyczajnie wysiadamy, nie dajemy rady tego sensownie uargumentować, zawsze wychodzi nam ten sam rezultat – to strzał w stopę. I gdy już wydawało nam się, że trener w końcu musi również przejrzeć na oczy, bo przyczynili się oni do tego, że wyleciał z roboty, on postanowił jeszcze raz wziąć w obronę ten duet.
A że sprawa jest beznadziejna, mogło się to skończyć tylko w jeden sposób – pieprzeniem trzy po trzy (za sport.pl)…
Kibice mają panu za złe chociażby transfery Macieja Korzyma czy Michała Janoty. Ci – musi pan to przyznać – swoją postawą na boisku się nie bronią…
– Kiedy przyszedłem do klubu, wielu zawodników było kontuzjowanych. Trzeba było szybko decydować, co z tym zrobić. Wspólnie z zarządem uznaliśmy, że potrzebujemy kilku transferów. Tak, przyznaję, że po Maćku i Michale spodziewałem się więcej. Liczyłem, że będą wiedli prym w zespole. Pamiętajmy jednak, że mieli po drodze problemy ze zdrowiem, a Michał również osobiste. Poza tym kto powiedział, że w końcówce sezonu nie będą najlepszymi piłkarzami drużyny, że w każdym meczu nie będą zdobywać po dwa gole? Oceńmy ich po sezonie. Wiem, że kibice mają do Michała pretensje o to, jak zachował się przy bramce na 0:2 w meczu z Ruchem. I ja również te pretensje miałem. Ale jeśli on podejdzie do tego w odpowiedni sposób, to wyciągnie wnioski i będzie mocniejszy.
Niby trener jest rozczarowany, ale nie do końca. Bardzo żałujemy, że dziennikarz nie zapytał o to, na jakiej podstawie Ojrzyński liczył, że Janota i Korzym będą wiedli prym w zespole.
Jednak najbardziej urzekł nas fragment o tym, że jeszcze mogą w Górniku wymiatać. Tak oderwane od rzeczywistości założenie ostatni raz słyszeliśmy, gdy Tadeusz Pawłowski stwierdził, że Wisła może wygrać wiosną wszystkie mecze. Równie dobrze można by liczyć, że polski klub dojdzie do finału Ligi Mistrzów, Calvin Klein kupi Koronę Kielce, a politycy już nigdy nie użyją słowa “Smoleńsk”.
Panie Leszku, może jesteśmy ludźmi małej wiary, ale powiemy wprost – nie ma szans.
Powód jest oczywisty – goście są za słabi, gdyby pomocnej dłoni nie wyciągnął do nich Ojrzyński, mogłoby ich już nie być na poziomie Ekstraklasy. Mamy nadzieję, że te dwa gole na mecz to tylko hiperbola, bo w przeciwnym razie brzmi to kompromitująco. No bo zgadnijcie, ile razy w dorosłej karierze Maciej Korzym strzelił dwa gole w jednym meczu. W lidze ta sztuka nie udała się snajperowi nigdy. Dawno temu zdarzyło się to tylko w Pucharze Polski. Dokładniej – 15 listopada 2005. I druga zagadka – ile razy udało się to Michałowi Janocie? Tu jest trochę lepiej, pomocnik ustrzelił dublet aż trzykrotnie – osiem lat temu jakimś amatorom w Pucharze Holandii, później w drugiej lidze tego kraju, a ostatnio we wrześniu 2013 z Lechią, kiedy to dwa razy zamienił na gole rzuty karne.
Ale mniejsza z tym. Ojrzyński mówi, że Janota musi wyciągnąć wnioski z sytuacji, w której odpuścił powrót do defensywy i cała Polska darła z niego łacha, bo dzięki temu stanie się mocniejszy. Kolejny przykład naiwności trenera, który najwyraźniej zapomniał, że to już w przypadku tego piłkarza recydywa. Michniewicz nie skreślił go w Pogoni dlatego, że miał taki kaprys – jednym z powodów był dokładnie taki sam brak zaangażowania. Skoro chłopak nie wyciągnął wniosków wtedy, nie łudzilibyśmy się, że zrobi to teraz.
A tak marginesie – wnioski powinien wyciągnąć sam trener. Na przykład taki, że ze współpracy z tymi ludźmi od dawna nie wynikło dla niego nic dobrego.
Fot. FotoPyK