W rundzie jesiennej tego sezonu za najbardziej gościnne uchodziły zespoły Korony Kielce i Podbeskidzia Bielsko-Biała. Ci, którzy nie wywozili punktów z ich stadionów, mieli powody do wstydu, musieli się czuć trochę jak fighterzy, którzy nie potrafili posłać na deski Marcina Najmana. Sporo pozmieniało się w przerwie zimowej w Ekstraklasie – wspomniane powyżej drużyny zaczęły punktować u siebie, a do zajęcia ich miejsca przymierza się Pogoń Szczecin, ekipa, która do dziś u siebie przegrała ledwie raz.
O ile jeszcze w pierwszym domowym meczu z Koroną Kielce po beznadziejnym początku spotkania, udało się wyjść na prostą i przegonić rywala, o tyle dwa kolejne mecze to już typowe rozdawnictwo cennych punktów. Przypomnijcie sobie chociażby ten obrazek – ostatnia minuta meczu z Termaliką, Pogoń prowadzi 1-0, w swoim polu karnym ma ogromną przewagę, jeśli chodzi o liczbę zawodników. Ale jakimś cudem zarówno Elvis Bratanović spokojnie mógł wykonać wrzutkę, jak i Wojciech Kędziora bez problemów umieścił piłkę w siatce. 1-1. Ewidentny ukłon w stronę gości.
Ale to i tak tzw. małe miki w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy dziś, w meczu z Ruchem Chorzów. Ciężko być bardziej gościnnym. Popatrzymy tylko na “grzechy ciężkie”:
– samobój Frączczaka,
– rzut karny dla Ruchu, Fojut w KOMPLETNIE NIEGROŹNEJ sytuacji powalił Grodzickiego (sami nie wiemy, o czym myślał),
– drugi rzut karny dla Ruchu, zobaczcie sami…
Ekstraklasa, where amazing happens. #POGRCHpic.twitter.com/husn84QUoS
— Maciek Wojs (@m_wojs) 7 marca 2016
O drobiazgach – takich jak np. spartolona możliwość zamknięcia meczu przez Zwolińskiego – nawet nie wspominamy. Drużyna Ruchu Chorzów nie zagrała dziś wielkiego meczu, zdarzało jej się nie przyjmować prezentów (przestrzelony karny przez Stępińskiego), ale po prostu musiała to wygrała. Przeciwnik wręcz się o to prosił.
Ale nie od razu, odcięcie prądu nastąpiło dopiero w drugiej połowie. Najpierw po bardzo ładnej akcji piłkę do siatki głową zapakował Akahoshi. Na tę bramkę Ruch odpowiedział szybko (a konkretniej zrobił to Frączczak), ale w 30. minucie gospodarzy na prowadzenie jeszcze raz wyprowadził kat Ruchu, Akahoshi (jesienią również strzelił Niebieskim dwa gole).
O tym, co działo się w drugiej połowie, już napisaliśmy. Zmarnowane sytuacje Pogoni, kuriozalne karne, gole Lipskiego, zwycięstwo Ruchu. Co tu dużo mówić – coś bardzo niedobrego dzieje się ze szczecińską ekipą. O ile jesienią gdy słyszeliśmy hasło “Pogoń”, to myśleliśmy “solidność”, o tyle teraz do głowy przychodzą nam już inne rzeczy. W większości negatywne.
Fot. FotoPyK