Gdy innym odcinało prąd, on do końca dawał z siebie wszystko. Właśnie tak wspomina go większość kolegów z boiska. Jako gościa, który był pierwszy do walki, ostatni do odpuszczania, co umiejętnie łączył z ogromnymi pokładami sprytu. Dowód? Mundial 1982, Camp Nou, mecz z ZSRR. Przypomnijmy, że wtedy panował w Polsce stan wojenny, więc nie było to starcie jak każde inne. Polacy potrzebowali choćby bezbramkowego remisu, żeby awansować dalej. Włodzimierz Smolarek wpadł na fantastyczny pomysł. Uznał, że pobawi się w złodzieja czasu.
W jednej sytuacji mógł nawet pognać na bramkę i być może stanąłby oko w oko z bramkarzem. Na jednej szali stał gol (którego można strzelić, równie dobrze można nadziać się na kontrę), na drugiej – dwie minuty. Dwie minuty przybliżające do półfinału mistrzostw świata. Smolarek wybrał wariant rozsądniejszy. Czy mecz zakończył się sukcesem – wszyscy doskonale pamiętamy.
Janusz Kupcewicz po latach w biografii Smolarka: – Ruskie w ogóle nie wiedzieli wtedy, co się dzieje!
Jan Tomaszewski: – Ten taniec z piłką w narożniku przeszedł do legendy. Teraz stosuje się to bardzo często, ale prawa autorskie powinny należeć do Włodka. („Super Express”)
Smolarek to mistrz ważnych bramek. W najważniejszym meczu eliminacji 1982 – zwycięstwie z NRD w Lipsku – strzelił dwa gole. Faza grupowa mistrzostw świata? 0:0 z Włochami, 0:0 z Kamerunem, po pierwszej połowie także 0:0 z Peru. Gdyby taki wynik się utrzymał – Polacy mogliby już tylko pakować walizki. Ale sprawy w swoje ręce wziął Smolarek – szybka bramka po przerwie sprawiła, że drużyna się przełamała, dostała wiatr w żagle i ruszyła do przodu. Skończyło się 5:1. Cztery lata później był autorem jedynej bramki biało-czerwonych w fazie grupowej. Bramki, która zapewniła awans do następnej fazy turnieju.
Andrzej Iwan w „Spalonym”: – Był szybki, ciężki do przewrócenia, dysponował dobrym dryblingiem i uderzeniem z lewej nogi. Nazywano go „Walendziak”, bo jak przyjechał na Legię, to miał na sobie płaszcz z laminatu, a w ręku tekturową walizkę przewiązaną paskiem. Osiągnął niesamowicie dużo – moim zdaniem wycisnął ze swojego potencjału wszystko, co mógł. To dzięki charakterowi – Smolarek podejście do piłki miał wspaniałe. Ambicja wręcz kipiała uszami.
Człowiekiem raczej był cichym, spokojnym, co nie oznacza, że był jakimś smutasem. Do dziś powielana jest anegdota jak… sędziemu wypadły z kieszeni kartki, a Smolarek zwyczajnie je sobie zabrał. Wsadził w getry i udał, że nie wie o co chodzi. Dopiero gdy zauważył to boczny arbiter obiecał, że je odda, kiedy tylko będą potrzebne. Jak powiedział tak zrobił – gdy trzeba było napomnieć któregoś z piłkarzy, sędzia podbiegł do Smolarka i odebrał, co swoje. A to nie był byle sparing, a mecz Widzewa z Legią.
Ale generalnie w towarzystwie raczej obserwował niż rozkręcał imprezę. Rozmawiał na boisku, dlatego najuczciwszym będzie pokazanie tego, co robił na murawie. Mamy dla was kilka wideo.
Smolarek dokłada swoją cegiełkę do zwycięstwa Widzewa nad Juventusem – strzela ostatnią bramkę.
Smolarek strzela na mundialu 1982 pierwszą bramkę z Peru. Bardzo ważne trafienie.
Smolarek kłuje Portugalię. Ostatni gol Polaków na mistrzostwach świata w XX wieku.
Smolarek dla kibiców Widzewa nie był postacią obojętną, oj nie.
To już cztery lata, jak opuścił nas Włodzimierz Smolarek, wybitny polski piłkarz. Odszedł z tego świata niepostrzeżenie – po prostu się nie obudził. Cześć jego pamięci.