Gdyby ktoś przed sezonem stwierdził, że mecz Realu z Celtą będzie hitem kolejki, prawdopodobnie byśmy w to nie uwierzyli. A jednak prezydentowi Carlosowi Mourino i trenerowi Eduardo Berizzo udało się stworzyć najpierw solidny klub, oparty na stabilnych fundamentach, a potem – jak na te warunki – fantastyczną i niezwykle widowiskową drużynę. Ekipę, która jest w stanie napędzić strachu Realowi i ograć Sevillę, Barcelonę czy Villarreal. Sam trener tych ostatnich, Marcelino stwierdził, że do Celty ze względu na wymagania fizyczne, jakie stawia, trzeba podchodzić inaczej. Tak też podszedł dziś Real…
Pierwsza połowa? Uczta dla miłośników taktyki, czy – jak to określają Hiszpanie – pojedynek przy tablicach. Bohaterami zostali bramkarze Keylor Navas i Ruben Blanco (wielka niespodzianka, że w ogóle zagrał), a Iago Aspas zmarnował dwustuprocentową sytuację, kiedy najpierw strzelił w poprzeczkę, a potem jego dobitkę obronił Navas. Real był monotonny. Przewidywalny. Momentami wręcz toporny i – choć nigdy byśmy się tego nie spodziewali – aż zaczęliśmy tęsknić za Kroosem. Albo w ogóle kimkolwiek, kto byłby w stanie dorzucić trochę płynności i zdynamizować grę. Świetnie wyglądali stoperzy Hugo Mallo i Sergi Gomez, ale gola do szatni po rzucie rożnym strzelił Pepe. Od tego momentu było po Celcie…
Druga połowa to już kompletna rzeź i strzelanie jak do kaczek. Pół godziny z hakiem – sześć goli. Cristiano Ronaldo za jednym zamachem zamknął usta tych krytyków, którzy wytykali mu, że nie umie strzelać wolnych (co za bomba!) i tych, którzy zarzucali, że strzela tylko słabym. To był absolutny popis w wykonaniu Portugalczyka. Cristiano harował, walczył, podawał, strzelał, dryblował. Z Celtą wychodziło mu dosłownie wszystko – dokładnie takiego spotkania potrzebował Cristiano w tym roku i dziś z serca spadł mu olbrzymi kamień. Ale architektem zwycięstwa był nie tylko on – znów bardzo przyzwoicie spisał się Lucas Vazquez, a wspaniałą zmianę dał wracający po niemal dwóch miesiącach Gareth Bale. Przepięknego gola dla Celty zdobył natomiast Iago Aspas, który może dawać wykłady z podcinek. Tego po prostu nie da się robić lepiej niż on.
Druga połowa w wykonaniu Realu to była czysta maestria. 7:1. Real po przerwie wskoczył na takie obroty, jakich wyczekiwali kibice od początku sezonu. I – choć kibice Barcelony pewnie się z nami nie zgodzą – aż szkoda, że losy mistrzostwa są już w zasadzie przesądzone.