Jeśli słynący z solidności duet stoperów Fojut-Czerwiński jest oszukiwany przez wynalazki niecieczańskiego “skautingu”, to wiedz, że oglądasz dziwny mecz. To samo musisz sobie pomyśleć, gdy jego największym bohaterem bardzo długo jest Miłosz Przybecki, który nie tylko w końcu strzelił bramkę w Ekstraklasę (czekał na nią ponad 700 minut), ale też przeprowadził jeszcze jedną bardzo ładną akcję. Tak, mecz Pogoni Szczecin z Termaliką zdecydowanie należał do tych dziwniejszych, chyba dobrze się stało, że ostatecznie zakończył się remisem.
Pogoń zaliczyła dziś ósme spotkanie z rzędu bez porażki i wylądowała na podium Ekstraklasy, więc w Szczecinie mają powody radości. Generalnie to piękna sprawa, bo kto w lipcu mógł zakładać, że Portowcy będą w tej fazie sezonu tak wysoko? Ale nie zdziwilibyśmy się, gdyby Czesław Michniewicz właśnie teraz zafundował swoim podopiecznym zjebkę, jakiej jeszcze w tym sezonie nie słyszeli. Z kilku powodów.
Po pierwsze: już po pierwszej części gry gospodarze mogli przegrywać i to różnicą większą niż jednej bramki. Gdyby skuteczniejszy był Misak, gdyby Kędziora trafił w piłkę głową, a nie barkiem…
Po drugie: piłkarze chyba nie do końca realizowali plan taktyczny nakreślony przez szkoleniowca, Termalica tylko na początku spotkania miała wielkie problemy z wyprowadzeniem piłki.
Po trzecie: Pogoń, gdy wyszła już na prowadzenie po bramce Przybeckiego (i bardzo ładnej asyście Dwaliszwiliego, ale też minimalnym spalonym), nie potrafiła pójść za ciosem i zamknąć tego spotkania.
Po czwarte: bramkę i zwycięstwo straciła już w doliczonym czasie gry. I to w sposób kompletnie do tej drużyny niepodobny, bo Termalica wykorzystała bałagan w obronie Portowców.
Z jednej strony – Pogoń ma realną szansę powalczyć o puchary, z drugiej – opinia najlepszej defensywy jesieni powoli staje się mglistym wspomnieniem, bo zarówno w meczach z Koroną i Piastem, jak i dziś liczba prostych błędów prowadzących do sytuacji strzeleckich była ciężka do wytłumaczenia. Punkty na wiosnę w sumie się zgadzają, ale gra zdecydowanie nie. Na marginesie – Gyurcso jest magikiem, ale trochę nie takim, jak go zapowiadano – dziś zaprezentował sztuczkę ze znikaniem.
Piotr Mandrysz powiedział przed tym spotkaniem, że poszedłby na taki deal – Termalica gra brzydziej, ale skuteczniej. No nic z tego. Oglądaliśmy kolejny mecz, po którym w sumie można pochwalić beniaminka, ale jak wiemy – za ciepłe słowa punktów w tabeli nie przebywa. Popularnym “Słonikom” powoli ucieka grupa mistrzowska (pięć punktów straty), a za ich plecami są już teraz tylko dwie drużyny. A już w tygodniu spotkanie z Legią, po którym może być naprawdę niewesoło.