Reklama

Miro, chyba już powoli czas się żegnać?

redakcja

Autor:redakcja

24 lutego 2016, 18:24 • 3 min czytania 0 komentarzy

Przejście na drugą stronę rzeki dla piłkarza zawsze jest bolesne, ale dla napastnika wydaje się być podwójnie trudne. Bo jak to? Jeszcze niedawno dziurawiłem siatki, strzelałem na zawołanie, byłem postrachem bramkarzy, a dziś już nie daję rady? To wymagające, spojrzeć w lustro i przyznać przed sobą, że twój czas minął. A chyba przed takim wyzwaniem stoi dziś Miroslav Klose.

Miro, chyba już powoli czas się żegnać?

Mamy końcówkę lutego, a Klose jeszcze nie zdobył gola w tym sezonie. Nic, null, zero. W protokole meczowym jako strzelca nie zapisują go ani włoscy sędziowie, ani ci z Ligi Europy (choć w niej wystąpił tylko dwa razy). Z jednej strony sytuacji nie ułatwia mu Lazio, które znacznie obniżyło loty w porównaniu do poprzedniego sezonu, ale z drugiej – Luca Toni gra dla czerwonej latarni, Hellasu Verona, a wciąż te parę bramek potrafi zdobyć. Oczywiście, Klose na murawie melduje się rzadziej, ale z czegoś to wynika. Latem przytrafiła się kontuzja, potem Niemiec nie wrócił już do dobrej dyspozycji – żaden trener nie odsunąłby od składu faceta, który gwarantuje mu gole. 960 minut, gdy Klose był na boisku, nie przyniosło żadnego.

A nie mówimy tu przecież o podrzędnym napastniku, który jak strzelał to dobrze, a jak nie – to trudno, nikt nie będzie zdziwiony. Klose znaczy snajper. Ktoś może go nie lubić, zarzucać (nieuczciwie), że wypiął się na Polskę i wybrał łatwiejszy chleb w koszulce Niemiec. Ale podważać jego umiejętności, nosa do zdobywania goli, tego nie ma prawa nikt. Najwięcej goli w historii mundialu i najskuteczniejszy piłkarz swojej reprezentacji. W meczu z Bologną strzelił pięć goli, takiego wyczynu boiska Serie A nie widziały od lat 80.. Od czasu gdy pierwszy raz zanotował dwucyfrową liczbę goli na najwyższym poziomie, w sezonie 01/02, później ta sztuka w lidze nie udała się mu tylko cztery razy. Maszyna.

Patrzy się na te liczby i osiągnięcia, a wtedy to zero, które stoi przy jego nazwisku, rośnie do coraz większych rozmiarów. I jest już zbyt duże, by przejść koło niego obojętnie. Klose może jeszcze bronić się asystami, ma ich dokładnie pięć, ale dla człowieka, który niegdyś sam zdobywał bramki taśmowo, tylko patrzenie jak teraz robią to inni, musi być deprymujące. To jak lizanie cukierka przez szybę.

Być może napastnik przeczuwał, że jego czas już powoli się kończy. Zrezygnował z reprezentacji i zrobił to w najlepszym momencie – odszedł z niej w chwale, jako mistrz świata. Teraz chyba przegapił moment, gdy mógł zrobić to ponownie – jego 13 goli w końcu wydatnie pomogło Lazio wrócić na podium Serie A, co wcześniej nie udawało się od 2007 roku. W tym sezonie klub z Rzymu tej sztuki nie powtórzy, a i europejskie puchary są mocno zagrożone.

Reklama

Mimo wszystko Klose rozumie swoją sytuację, ma 37 lat i młodszy nie będzie. Włoskie media o chęci skończenia kariery przez piłkarza, donosiły już w styczniu. Napastnik miał propozycje z MLS i oczywiście od Chińczyków, ale swoje już zarobił, a i wyjeżdżać tak daleko specjalnie nie ma ochoty. Chce skupić się na trenerce, a dokładniej – na szkoleniu młodzieży.

Najnowsze

Liga Narodów

Kiwior w innej rzeczywistości. “Nie odstawaliśmy od najlepszych”. Sprawdzamy!

Patryk Stec
0
Kiwior w innej rzeczywistości. “Nie odstawaliśmy od najlepszych”. Sprawdzamy!

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...