Gdy były sportowiec nie ma pomysłu na swoje życie po karierze i ładuje się do polityki, zazwyczaj nie wynika z tego nic dobrego. Polskie przykłady tego typy sytuacji – począwszy od słynnego Kioto, a skończywszy na niezdecydowanym Janku – znamy doskonale, ale jak się okazuje, w innych krajach też bywa ciekawie. Najnowszy przypał pochodzi z Turcji, a skończyć się może czymś więcej niż tylko publiczną kompromitacją.
Hakan Sukur, pamiętacie gościa? W dawnych czasach Franciszek Smuda stwierdził, że nie nadaje się do Konyasporu, ale chłopak się tym zbytnio nie przejął i został legendą tureckiej piłki. Do dziś jest zdecydowanie najlepszym strzelcem w historii reprezentacji, zdobył z nią nawet brąz na mundialu w Korei i Japonii. W karierze klubowej wygrał m.in. Puchar UEFA, poza Turcją wiodło mu się średnio, ale w kraju był uwielbiany.
I to do tego stopnia, że gdy w 2011 roku wystartował do parlamentu z ramienia Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, społeczeństwo przyznało mu ten mandat bez wahania. Od tego czasu jednak drogi byłego piłkarza i partii prezydenta Turcji, Recepa Tayyipa Erdogana dość znacząco się rozeszły. Sukur został opozycjonistą, komentował bieżące wydarzenia polityczne, a w Turcji – delikatnie rzecz ujmując – nie jest to najbezpieczniejsza robota pod słońcem.
Wpisy Sukura na Twitterze, w których odnosił się do zamykania lokalnych szkół przez partię rządzącą, pod lupę wzięła turecka prokuratura. Jej zdaniem były piłkarz przekroczył granicę krytyki i obraził głowę państwa, a także jego rodzinę. A to naprawdę nie są przelewki, może mu za to grozić aż do czterech lat pozbawienia wolności. Sukur oczywiście złożył stosowne wyjaśnienia, ale najprawdopodobniej nie zostaną one przyjęte. Pierwsza rozprawa ma odbyć się w ciągu miesiąca.
Czy groźba więzienia dla bodaj najlepszego piłkarza w historii Turcji jest realna? Akurat w przypadku tego kraju, w którym w razie potrzeby odpowiednie paragrafy znajdują się praktycznie na każdego, nic nas nie zdziwi.
