Reklama

Bobby Moore no more. To jego pomnik stoi dziś przed Wembley

redakcja

Autor:redakcja

24 lutego 2016, 11:18 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mimo że był obrońcą, żartowano z niego, że powinien zapisać się do jakichś innych rozgrywek razem z piłkarzami, którzy także mają trzy pary oczu i widzą o dwadzieścia minut szybciej. Legenda reprezentacji Anglii. Wystąpił w jej barwach 108 razy. Wtedy był to absolutny rekord. Dopiero później prześcignęli go Rooney, Gerrard i Shilton. Bobby Moore. Najsławniejsza szóstka w historii futbolu. Dziś wybija 23. rocznica jego śmierci.

Bobby Moore no more. To jego pomnik stoi dziś przed Wembley

Choć może rysujemy teraz nieco jego pomnik, ale w świadomości Polaków zapisał się jako niecodzienna pierdoła. Mecz na Stadionie Śląskim, Polacy – niby zwycięzcy Igrzysk Olimpijskich, ale i tak traktowani z lekkim przymrużeniem oka (jak się okazało, całkiem niesłusznie) – podejmują Anglię. Nie minęło dziesięć minut a już prowadziliśmy, lecz do dziś nie wiadomo, czy piłkę do siatki skierował Banaś czy Moore właśnie. Legendarny Anglik tą sytuacją nie wyczerpał wówczas jeszcze limitu pecha – w drugiej połowie nonszalancko wypuścił sobie piłkę do przodu, jego kiks na gola zamienił Lubański, Janowi Ciszewskiemu pozostał już tylko wybuch radości.

Kolejne rysy na wizerunku? W Kolumbii został zatrzymany na cztery dni za… rzekomą kradzież bransoletki za 1300 dolarów. Ostatecznie go uniewinniono, ale do zakończenia śledztwa nie mógł opuścić Bogoty. Kiedy później kibice jakiejś drużyny chcieli wyprowadzić go z równowagi, krzyczeli do niego „złodziej, złodziej!”. Tyle tylko, że wyprowadzenie Moore’a z równowagi było misją z góry skazaną na niepowodzenie. Kolejna plama na pomniku – jedna z najgłupszych kontuzji w historii futbolu. Było tak: pochlał dzień przed meczem w Pucharze Anglii, ale samo w sobie przeszłoby to pewnie bez echa, gdyby nie zachciało mu się skakać nad ranem przez płot. Anglikiem zawiało nieco mocniej, poślizgnął się i wbił w nogę w ostrą krawędź tego płotu. Totalna głupota.

Ale dziś na Wyspach nikt już o tym nie pamięta. W końcu mowa o gościu, który ma na pagonach jedyne w historii Anglii mistrzostwo świata. O piłkarzu, który z opaską na ręce wyprowadzał ją 90 razy (kapitanem został w wieku… 22 lat). W West Ham zastrzeżono na jego cześć numer „6”, jego imieniem nazwano jedną z trybun, a wewnątrz stadionu postawiono jego popiersie. Ale największym oddaniem mu czci jest pomnik, postawiony tuż przed nowym Wembley.

bobby2

Reklama

Legendą obrósł już jego styl gry. Nie imponował warunkami fizycznymi, Marcinem Kamińskim może nie był, ale Jaapem Stamem tym bardziej nie. To, co go jednak wyróżniało – to inteligencja. Antycypacja. Umiał przewidzieć ruch. Kiedy przyszło mu kryć indywidualnie Stanleya Matthewsa, doskonale wiedział, że w bezpośrednich starciach z nim nie ma najmniejszych szans. Za punkt honoru obrał sobie, żeby… piłka w ogóle nie dochodziła do jego rywala. No i rzeczywiście – Matthews miał wtedy piłkę prawie tyle samo razy co kibic z sektora 3A.

Alf Ramsey: – Mój kapitan, mój lider, moja prawa ręka. On był duchem i sercem tego zespołu. Chłodny, opanowany piłkarz, któemu ufałem jak nikomu innemu. Zawodowiec pełną gębą, najlepszy, z jakim pracowałem. Bez niego Anglia nie zdobyłaby mistrzostwa świata.

Geoff Hurst: – Pamiętam jak gigantyczne wrażenie wywarł na mnie ten blond młokos z Barking podczas mojego pierwszego treningu w West Hamie. Wykonywaliśmy ćwiczenia na wzmocnienie mięśni brzucha, polegające na utrzymywaniu nóg w górze, leżąc płasko na ziemi. Spróbujcie sami. Jeśli nie jesteście odpowiednio przygotowani, zobaczycie z jakim to się wiąże bólem. Z pośród ponad 50 piłkarzy, ostatnim, który opuszczał nogi był Bobby. Zawsze.

Tom Finney: – Grał spokojnie, zawsze z piłką przy nodze, wydawało się, że ma wiele czasu. To bardzo pożądana cecha, wprowadzał spokój w grze. Miał ten blask zarezerwowany dla gwiazd, świetnie czytał grę. Nigdy nie tracił zimnej krwi, bardzo twardy skurczybyk.

Pele: – Bronił jak władca. Coś wam powiem. Kiedy grałem przeciwko obrońcom, zwodziłem ich wzrokiem w jedną stronę, a biegłem w drugą. Oni kopali mnie później ze złości po kostkach. Ale nie Bobby. On był skupiony na piłce, ignorował moje zwody i ruchy, a kiedy był gotów, odbierał mi piłkę. Zawsze twardo, zawsze fair, ale nigdy brutalnie. Był synonimem klasy. To był boiskowy dżentelmen i niesamowity piłkarz, jedyny w swoim rodzaju.

Spoczywaj w pokoju, Bobby.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...