Reklama

Krajobraz poderbowy. Mistrzowska feta Ruchu, marsz pod szatnie Górnika

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2016, 10:21 • 6 min czytania 0 komentarzy

O znaczeniu meczu piłkarzom przypomniał transparent, który zawisł na stadionie długo przed pierwszym gwizdkiem, bezpośrednio po porażce z Cracovią. “Takiej chujni jak dziś być nie może, jak przegracie derby, nic wam nie pomoże”. Kibice Górnika, klubu zabetonowanego na dnie Ekstraklasy, potrzebowali zwycięstwa ze stu pięćdziesięciu powodów. Trzy ligowe punkty, tak bardzo upragnione, potrzebne do wygramolenia się ze strefy spadkowej, zwycięstwo nad lokalnym, znienawidzonym rywalem, godne otwarcie nowego obiektu, zachęta do pozostania na trybunach dla wszystkich niedzielnych fanów, których stawiło się na stadionie niemal 25 tysięcy.

Krajobraz poderbowy. Mistrzowska feta Ruchu, marsz pod szatnie Górnika

Ten mecz miał tak naprawdę zdefiniować, jaka będzie dla zabrzan nadchodząca runda. Zwycięstwo przy takiej oprawie, z takim rywalem, w takim momencie – zrównując się po wygranej z Podbeskidziem, doganiając na odległość czterech punktów pierwszą ósemkę ligi – byłoby kamieniem milowym tego sezonu. Każdy obecny na nowych trybunach wybaczyłby opóźnienia podczas wpuszczania widzów na mecz, każdy byłby wręcz wniebowzięty, że pierwsze dwadzieścia minut spędził pod sektorówką, jeśli spod niej ujrzałby potem pozytywny wynik spotkania.

Od strony Ruchu napinka była jakby mniejsza. Bezpieczna pozycja w tabeli, czwórka wydaje się nieosiągalna, miejsce w ósemce – niemal zagwarantowane. Kibiców w niebieskich kolorach w Zabrzu miało nie być wcale i tylko rozentuzjazmowany Kamil Durczok od kilku dni piszący na Twitterze o “derbach dla Ruchu” przypominał, że chorzowianie też traktują “szpil” całkiem poważnie. Dopiero na ostatnim treningu przed spotkaniem kibice pokazali, że Górnik nadal podnosi im ciśnienie.

Oczywiście pomijamy tutaj wydarzenia na mieście, szczególnie w Rudzie Śląskiej, gdzie mniejsze i większe spięcia trwały od kilku dni, a skończyły się właściwie dopiero gdy górniczy przemarsz ulicami miasta oddalił się w stronę stadionu.

Reklama

***

Kibice czekali na ten mecz tygodniami. Skreślali w kalendarzu dni dzielące ich od tego wydarzenia. Od kilku dni podgrzewali atmosferę w pracy, bo jak w wielu zakładach na Górnym Śląsku proporcje Górnik – Ruch przechylają się a to w jedną, a to w drugą stronę. Ostrzyli sobie zęby na słynne pierwsze „pierdolnięcie” na nowym obiekcie. Cierpliwie czekali i dopingowali przez wszystkie te lata, gdy jedyną czynną trybuną była ta stara, wysłużona, która teraz tam bardzo psuje ogląd całego stadionu. Ale wreszcie…

Bip, bip.

Na bilecie nie zarejestrowano wpłaty za wstęp na spotkanie. Sorry, możesz stanąć grzecznie wyjaśnić sprawę w kasie, do której ustawił się już kilkusetosobowy wężyk ludzi. Co z tego, że do meczu zostało już tylko 45, 30, 15 minut? Co z tego, że Michał Wodziński skończył swój tradycyjny spacer na początku niedzielnej transmisji, spiker wyczytuje składy, koledzy wrzucają już na Facebooka fotki z nowej trybuny a ty utknąłeś w kolejce do kasy?

Generalnie wiesz, fajnie że przyszedłeś, ale spadaj na drzewo.

A kolejka do kasy rosła i rosła. Na szybie kartka: „biletów na derby brak”, a mimo to setki osób napierały na kolejne. Byle tylko zdążyć, byle tylko odkręcić tę sprawę, odebrać działający bilet. Co z tego, ze zadbano o to, by przy wejściu każdy dostał pamiątkowy szalik, skoro tak wiele osób nie mogło go odebrać, bo zwyczajnie nie przekroczyło bramek? Organizacyjnie – „żółta kartka z zadatkiem na głęboką czerwoną”, jakby to powiedział Tomasz Hajto.

Reklama

***

Na trybunach potężna liczba kibiców z Zabrza oraz naturalnie cały panteon legend piłki Górnego Śląska i całej Polski. Włodzimierz Lubański, gdzieś obok Adam Nawałka, oczywiście w towarzystwie Zbigniewa Bońka. Do tego górnicza orkiestra, trochę festynowa, ale jednak: nadająca klimat. No i oprawa.

Oprawa, która trwała jakieś dwadzieścia pięć minut, bo tyle mniej więcej trwało rozwinięcie sektorówki, odpalenie całej pirotechniki i zwinięcie ogromnej płachty materiału. Jedyne pocieszenie dla kibiców – na murawie zbyt wiele się nie działo, może poza początkowym zrywem w pierwszym kwadransie.

***

Działo się za to, i to w obu miastach, już po zakończeniu spotkania. Jeszcze przed końcowym gwizdkiem z gniazda zaintonowano: “Wszyscy pod szatnię”. Tam z kolei bardzo długo trwało recenzowanie pracy futbolistów, często w sposób dość krytyczny, by przywołać nieśmiertelne hasło: “piłkarzyki-pajacyki”. Jak zwykle w takich sytuacjach skończyło się jednak klasycznie – kibice pokrzyczeli, piłkarze pokornie wysłuchali i obiecali, że będzie lepiej, fanatycy uwierzyli (bądź udali, że wierzą). Potem jeszcze szybki ochrzan dla Leszka Ojrzyńskiego i derby dla Górnika się zakończyły.

Przy Cichej było oczywiście odwrotnie. W mediach społecznościowych jeszcze przed końcowym gwizdkiem pojawiły się apele o przyjazd na stadion. Kibice Ruchu, nieobecni na stadionie, mieli okazję przywitać i spotkać się z bohaterami, którzy przed momentem wyszarpali trzy punkty na terenie wroga. Wyglądało to z grubsza tak:

Fot. Niebiescy.pl

***

– Za starych, dobrych lat, jak Górnik w pucharach grywał z Romą, to się na drzewach siedziało, żeby coś widzieć, takie było zainteresowanie. Teraz to by było trochę trudniej, bo stadion zamknięty, ale wtedy widok dzieciaków, które wspinają się na drzewa w czasie meczu nikogo nie dziwił – wspomina spotkany przez nas w drodze na mecz pan Roman, dla którego są to… – Nie wiem, nie potrafię zliczyć ile w tym czasie było derbów. Dziesiątki. Mniejszych, większych. Mi szczególnie zapadły w pamięci jedne – akurat nie z Ruchem, a z Zagłębiem Sosnowiec, ale to dlatego że facet stojący obok mnie przez cały mecz udawał kibica Górnika, żeby pod koniec meczu po złości wysmarować mi kurtkę jakąś śmierdzącą mazią.

Dziś śmierdzącej mazi nie było, bo i kibice Ruchu od kilkunastu lat bojkotują mecze w Zabrzu, czego powodem jest incydent z 16-letnim Rajmundem Dryndą, który przed laty zmarł w szpitalu po tym jak rzucona przez kogoś z sektora Górnika raca wbiła mu się w udo. To również w pewien sposób zabija rangę derbów, bo zamiast nieodłączych uszczypliwości i zawsze elektryzującej nas walki na oprawy, jedynym akcentem walki Górnika z Ruchem na trybunach było… uciszenie saksofonisty jednej z orkiestr, dętych, który przy trafieniach Oleksego i Mazka nie krył się ze swoją sympatią do ekipy Niebieskich.

***

– Ruch to Ruch, nie będziemy płakać że ich nie ma, ale mogliby wpaść i zobaczyć, jak wygląda prawdziwy doping. Nie ta cisza, którą mają tam u siebie – mówi Marek, który dziś pierwszy raz idzie na mecz ze swoją dziewczyną. – Jak wygramy, to będę ją zabierać co mecz, taka dobra wróżba. Jak tu jeszcze był plac budowy, to wstyd było jej to pokazywać, ale teraz to inni mogą nam zazdrościć. Klasa.

Tej zabrakło jednak na boisku. Liczba meczu? 70. Dokładnie tyle minut minęło od otwarcia całego stadionu do pierwszych gwizdów w kierunku własnych piłkarzy. Na ich rozpalonych głowach wylądowało dziś ogromne wiadro wody z lodem. Ice bucket challenge dawno wyszło z mody, ale piłkarze Górnika jakby o tym zapomnieli. Wyglądali tak, jakby chcieli za wszelką cenę nominować wszystkich swoich kibiców i kazać im wyzwanie wykonać tu i teraz.

***

Po spotkaniu ręce załamywał nawet ten, który zawsze wierzy do końca.

– Jakby oni potrafili zagrać tak, jak ta orkiestra… Piękny stadion, kibice dopisali, wszystko piękne, a derby przegrane – zagadywał wyraźnie przygaszony Stanisław Sętkowski, znany też jako pan Leon od kogutów. Ku uciesze obrońców praw zwierząt, ten przeznaczony na dzisiejszy mecz jeszcze trochę pożyje.

Dziś nie należał się absolutnie nikomu.

***

Jak więc wygląda dziś sytuacja? Kibicowsko – bez zmian, Górnik nadal będzie dopingował swoich piłkarzy, Ruch nadal będzie nosił ich na rękach, tak jak i Waldemara Fornalika. Organizacyjnie? Obawiamy się, że po takiej kiszce w derbowym meczu, gospodarzom będzie bardzo ciężko utrzymać frekwencję na poziomie chociaż 20 tysięcy. Efekt nowego stadionu raczej nie wygaśnie do końca tej rundy, ale kompletów może nie być zbyt wiele. Piłkarsko? Tutaj wszystko jest jasne. Ruch już bez większych kompleksów może wycelować sobie w europejskie puchary, Górnik zaś… Cóż, modlić się, by maraton z meczów z Lechem, Legią i Lechią przyniósł choć kilka punktów, potrzebnych, by utrzymać kontakt ze stawką w grupie spadkowej.

Może być z tym naprawdę ciężko.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...