Mając w pamięci wyniki bezpośrednich sąsiadów z tabeli w mijającej kolejce La Liga, Atletico dokładnie wiedziało, co da im zwycięstwo w meczu z Villarrealem. Uda się odskoczyć Realowi, a i Barcelona pozostanie jeszcze w rozsądnym dystansie – trzeba było tylko sięgnąć po trzy punkty. No właśnie, niby „tylko”, a jednak cel okazał się zbyt odległy, by podopieczni Diego Simeone potrafili go zrealizować. Stać ich było jedynie na bezbramkowy remis.
Na Vicente Calderon spotkały się zespoły, które mogą pochwalić się najlepszymi liniami obrony w lidze – gospodarze tylko 11 razy musieli wyjmować piłkę z siatki, goście tej wątpliwej przyjemności doświadczyli 18 razy. I to na boisku było widać – gra toczyła się głównie w środku pola, sytuacji podbramkowych widzowie obejrzeli mniej niż mało. Marcelino, trener Villarreal, mógł w myślach powiedzieć – w to mi graj, bo widać było, że jego zespół przyjechał tu po jeden punkt. Przyjezdni ustawili zasieki na swojej połowie, czekali na kontry, które przeprowadzali dość nieśmiało – przez 90 minut nie oddali żadnego celnego strzału.
Atletico miało swój plan na ten mecz, ale był on wątpliwej jakości. Większość ataków przeprowadzano prawą stroną, bo chyba tam Simeone zlokalizował słaby punkt defensywy Villarrealu – Erica Baillego, który wracał do gry po kontuzji. I rzeczywiście, przez cały mecz wyglądał jak tykająca bomba –grał niepewnie, gubił krycie, czasem nie nadążał za akcją. Ale koniec końców, ten ładunek nie wybuchł – obrońca zawsze był asekurowany, a sam nie popełniał aż tak rażących błędów, by podarować Atletico trzy punkty. Ba, w ostatniej akcji zablokował nawet Luciano Vietto i uchronił swój zespół przed porażką.
Los Colchoneros groźni bywali tylko po wrzutkach w pole karne. Raz blisko był Griezmann strzelając z główki, raz w dobrej sytuacji piłki nie sięgnął Torres, po zamieszaniu w szesnastce, futbolówkę zmierzającą do bramki wybili obrońcy. I jeszcze niezbyt groźne uderzenia z dystansu – to tyle, bardzo mało jak na zespół, który myśli o mistrzostwie w najlepszej krajowej lidze świata. A podopieczni Cholo powinni być jeszcze wdzięczni sędziemu – w drugiej minucie meczu Saul Niguez faulował w swoim polu karnym i Villarreal powinien dostać rzut karny.
W sobotę derby Madrytu – jeśli dziś obie drużyny nie wysiadły z pociągu z napisem „mistrzostwo”, to za tydzień ktoś już na pewno zostanie na peronie.