Wielu twierdzi, że to zawodnik z przyszłości. Najbardziej niedoceniany zawodnik świata. Człowiek na nowo definiujący pozycję defensywnego pomocnika. Piłkarz, który często widzi więcej niż kilku kolegów razem wziętych. Dopiero jednak jego brak mógłby uświadomić, ile dziś znaczy dla Barcelony. Sergio Busquets celowo – wybaczcie, ale nie wierzymy, że było inaczej – wykartkował się na dzisiejsze starcie z Las Palmas, by móc z zerowym kontem przystąpić do nadchodzącego starcia z Sevillą i dziś znów przekonaliśmy się, jak wiele od niego zależy.
Roque Mesa, pomocnik gospodarzy, mówił wprost: „Busquets całkowicie kontroluje grę Barcelony”. Dziś Blaugranie kogoś takiego wyjątkowo zabrakło. Z tej roli nie wywiązał się zastępujący „Busiego” Sergi Roberto. W środku pola panował kompletny, niespotykany w tej drużynie chaos, którego nie potrafił opanować rozgrywający chyba najgorszy mecz w życiu Arda czy nawet (nawet!) Iniesta. To musiało się przełożyć na defensywę i atak. Obrona Blaugrany bez odpoczywającego Pique była dziś tak zdekoncentrowana, jakby musiała się mierzyć przynajmniej z Bayernem, a atak zagrał na jakieś 20 procent możliwości. To oczywiście wystarczyło, by wygrać 2:1, ale Luis Enrique postarzał się tym meczem o ładnych kilka lat, jeśli nie o dekadę.
Rozpoczęło się idealnie – Iniesta uruchomił Albę, ten dograł do Suareza i „El Pistolero” pozostało tylko wpakować piłkę do siatki. Urugwajczyk przewodzi już w klasyfikacji strzelców Primera Division, Złotego Buta i podobno – tak przynajmniej donosiła katalońska prasa – koledzy ustalili, że będą grali na Suareza. To znaczy – tak, by Urugwajczyk notował chore liczby goli i bił wszelkie rekordy.
Dziś jednak Las Palmas potrafiło się odgryźć. Na gola Luisito odpowiedział Willian Jose, który wykorzystał gapiostwo łamiącego linię spalonego Alby. A potem już było klasyczne cios za cios. Wymiana akcji, jakby Barca grała dziś nie z walczącym o utrzymanie Las Palmas, tylko inną Sevillą lub Athletikiem. Zwycięskiego gola w 39. minucie strzelił Neymar, ale defensywa Barcelony tak dziś przeciekała, że nerwówka trwała do samego końca. Katalończycy też oczywiście ruszali z kolejnymi atakami, ale albo brakowało płynności, albo precyzji, albo kasował ich fantastycznie dysponowany Javi Varas. Sam Roque Mesa – bohater Las Palmas oraz kandydat do MVP meczu – stwierdził po spotkaniu, że Las Palmas zasłużyło na remis i chyba nikt z Barcelony nie zamierza się z tym kłócić.
Bo Barca była dziś jak grupa niedoświadczonych uczniów, którzy wybrali się na Wyspy Kanaryjskie, ale zapomnieli o przewodniku, a po drodze pogubili mapy. Gdyby dwóch najbystrzejszych nie odnalazło drogi – mogliby stracić punkty w najmniej spodziewanym miejscu.