Zaległy mecz La Liga pomiędzy FC Barceloną a Sportingiem Gijon miał być lekką przystawką przed dzisiejszym daniem głównym – spotkaniami rozgrywanymi w ramach Ligi Mistrzów. Każdy, kto wyszedł z takiego założenia, powinien być usatysfakcjonowany tym, co zobaczył. Nie jesteśmy syci, chętnie przyjmiemy tego wieczora jeszcze wiele piłkarskiej magii, co oczywiście nie oznacza, że zabrakło jej w meczu Dumy Katalonii.
Główny dostarczyciel? Bez większej niespodzianki – Leo Messi. Argentyńczyk strzałem z dalszej odległości otworzył wynik spotkania. Gol jakich wiele? No nie do końca – było to bowiem trafienie numer 300 w historii jego występów w Primera Division. Jak się pewnie domyślacie, złamał tę granicę jako pierwszy zawodnik. I co więcej od razu rozpoczął pogoń za kolejną setką, bo już sześć minut później – po ładnym zgraniu Luisa Suareza – zdobył 301. bramkę.
Tym ważniejszą, że Sporting – 16. drużyna La Liga – w międzyczasie zdążył wyrównać za sprawą Carlosa Castro. Mamy lekki problem z oceną podopiecznych Abelardo w tym spotkaniu. Z jednej strony wydaje się, że zagrali naprawdę przyzwoity mecz (pozytywnie wypadł wypożyczony z Barcy Halilović), lecz z drugiej, choć wynik długo był „na styku”, ciężko oprzeć się wrażeniu, że grając na nieco wyższych obrotach, w razie zagrożenia, Barcelona zrównałaby swojego dzisiejszego przeciwnika z ziemią.
Ale nie było potrzeby podkręcenia tempa. Podopieczni Lucho dorzucili do swojego dorobku jeszcze tylko jedną bramkę. Dokładniej zrobił to Luis Suarez i to w stylu, który warty jest pokazania.
Dla Suareza była to swego rodzaju rehabilitacja. Wcześniej Barcelona miała rzut karny. Tym razem nie było żadnych udziwnień – no może poza takim, że do piłki podszedł nie Messi, który miał szansę skompletować hat-tricka, a właśnie Suarez – ale też piłka nie wylądowała w siatce. Urugwajczyk nie strzelił źle, ale świetną interwencją popisał się Ivan Cuellar.
I jeśli chodzi o wydarzenia boiskowe – to by było na tyle. Warto jednak rzucić okiem na tabelę, w której w końcu wszyscy wielcy mają tyle samo gier. Sześć punktów przewagi Barcy nad Atletico, siedem nad Realem. Niby i tak wszyscy w ciemno dopisywali Katalończykom trzy oczka za starcie ze Sportingiem, ale dopiero dziś mamy oficjalne potwierdzeniem tego, jak okazała jest zaliczka Barcelony przed końcową fazą sezonu.