Po takich kolejkach jak ta inaugurująca wiosenne granie w Ekstraklasie, wybór kozaków i badziewiaków to czysta przyjemność. Grubą kreską zostali bowiem oddzieleni dobrzy od złych. Wszystko czarno na białym. Problemem była tylko selekcja, by z tych dwudziestu, którzy odstawali poziomem i dwudziestu, którzy z zimowego snu się nie wybudzili – wybrać właściwe jedenastki.
Abonament na miejsce w kozakach wykupił już sobie Nemanja Nikolić. 22 mecze, 23 gole, po raz dziesiąty wśród najlepszych zawodników danej kolejki. Ale mimo wszystko, przy jego nazwisku mieliśmy wątpliwości. Po pierwsze, w meczu z Jagiellonią pierwsze skrzypce rozegrał Prijović i to on, mimo że zaliczył „tylko” dwie asysty (Węgier: dwa gole), odegrał większą rolę w wygranej. Po drugie, błysnęli też inni napastnicy: Wojciech Kędziora nie rozegrał i nie rozegra już lepszego meczu w Ekstraklasie, w Poznaniu był krok od hat-tricka, Airam Cabrera w Szczecinie zaliczył gola i asystę, skuteczni byli też Nielsen, Kuświk czy Jendrisek. Tego ostatniego jeszcze wcisnęliśmy do składu, cofając go do drugiej linii. Obok Murawski, autor bramki i dwóch asyst, oraz dwójka z Lecha Linetty-Pawłowski. Jeden z hat-trickiem ostatnich podań (kolega z Lecha przed kamerami jeszcze nazywa go “Karolkiem”), drugi z dwoma trafieniami.
Tak, w tej kolejce była moc. Żeby jednak ktoś nie pomyślał, że dobieramy ludzi tylko za liczby (Frączczak z bramką i kluczowym podaniem, Maloca z bramką) – słówko o Macieju Dąbrowskim. W trakcie piątkowej inauguracji był kompletnie nie do przejścia. Ściana. I pewnie miałby duży udział w wygranej Zagłębia, gdyby nie równie mocny po drugiej stronie Putnocky.
A kto nam się nie zmieścił do składu? Myśleliśmy nad Szmatułą, który bardzo dobrze bronił z Górnikiem, Krasiciem, Jodłowcem, Cetnarskim, Bartłomiejem Pawłowskim i Damianem Dąbrowskim. Czemu ich nie ma? Zabrakło już miejsca.
Wśród badziewiaków: trzech piłkarzy Podbeskidzia, w tym dwaj (Kato i Sokołowski), bez których – i to dosłownie – srogie 5:0 od Lechii nie miałoby miejsca. Ale tych, którzy głęboko maczali palce w porażkach swoich drużyn, możemy wymienić więcej. Po pierwsze, asystujący przy bramkach Legii Madera z Frankowskim (po raz trzeci wśród badziewiaków). Po drugie, wygrywający pojedynki główkowe – tylko nie te, co potrzeba – Sadlok. Po trzecie, Stano, który prezentował się fatalnie i bezsensownie sfaulował w polu karnym Jevticia. Po piąte, Szeweluchin jako jedyny przedstawiciel z Zabrza, choć sami się dziwimy, że nie zmieścili się z nim Matuszek i Sadzawicki (Bartek Kapustka pozdrawia).
Kandydatów było wielu, głównie z obrony i pomocy. Bramkarze, owszem, puszczali sporo bramek, ale mało kto faktycznie popełniał błędy – taki Janukiewicz zawalił pierwszego gola, ale potem miał kilka znakomitych interwencji. Padło na Pilarza. Nie mieliśmy też nadmiaru chętnych z linii napadu, ale najgorszy chyba był Jankowski.