Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2016, 09:33 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jednym z najbardziej nadużywanych słów w polskim Internecie jest z pewnością zapożyczone z angielskiego “hejt”. Już sama nazwa jest moim zdaniem odrażająca, bo i nasza “nienawiść” i nasz “nienawistnik” brzmi o niebo lepiej niż angielskie odpowiedniki na literę “H”. Niestety, nie dość, że uwzięliśmy się na przerabianie nienawistników w hejterów, to dodatkowo łatkę takiego przyklejamy każdemu, nawet najbardziej merytorycznemu krytykowi.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Nie ma dziś w Internecie krytyki, jest tylko hejt. W każdej dziedzinie życia, od piłki nożnej po politykę, każda negacja czegokolwiek od razu jest bagatelizowana jako hejt. Od pięciu spotkań grasz jak parodia piłkarza? Nie przejmuj się, krytykują cię przecież wyłącznie hejterzy. Nagrałeś nudną płytę z miałkimi i wtórnymi tekstami? Świadomi muzycznie docenią, krytykują tylko hejterzy, zazdrośni o twój melodyjny wokal. Przytyłaś dwadzieścia kilo i ktoś śmie zwrócić ci uwagę, że to powoli zaczyna wyglądać na chorobę? Hejter, prawdopodobnie taki, co nigdy z piwnicy nie wyszedł, a kobiety widuje tylko w plikach .jpg.

Rozumiem, reakcja obronna, usprawiedliwienie własnych błędów przez dorobienie gęby krytykowi. Ale przecież to jest tak cholernie krzywdzące! Gość czyta twój tekst, ogląda twój mecz, słucha twojej płyty – cokolwiek. Potem poświęca czas na wypisanie swoich uwag, często bardzo merytorycznych, zaznacza, co mu się nie podobało, wymienia wady. Pisze w języku polskim, jest w miarę uprzejmy. Niestety, chwilę później zostaje wrzucony do worka, w którym gnieżdżą się trolle wykrzykujące “ty kurwa głupi huju, nie słuchałem, bo wyglądarz pedalsko”. Różnica między prawdziwym hejtem a krytyką jest mniej więcej taka jak między pijackim śpiewem do melodii disco-polo w końcówce wiejskiego wesela a kompozycjami Johna Williamsa. A i tu trzeba pamiętać, że między obiema skrajnościami znajduje się cała masa muzyki – i tak na przykład ostry, szyderczy, ale jednak opierający się na wytknięciu oczywistych błędów komentarz to może zgryźliwa i nieprzyjemna, ale nadal krytyka. Nie żaden hejt, nie żadna nienawiść.

Powtarzane jak jakaś upiorna mantra: “nie patrz na hejterów, rób swoje” prowadzi do tworzenia się armii rozkochanych w swoim własnym wizerunku narcyzów, którzy nawet, gdy ugotują zbyt słoną zupę prędzej ofukną całą historię sztuki kulinarnej, niż zauważą swój błąd. Od tej chorej pewności siebie i kompletnej ślepoty na dostrzeganie swoich wtop można łatwo przejść w przyjemne dryfowanie po tej słynnej strefie komfortu. Słyszymy potem, że 20-letni piłkarz “niczego nikomu nie musi udowadniać” a “hejt spływa po nim jak po kaczce”. Nie ma autorefleksji – kurczę, setki osób uważa, że lepiej operowałbym wózkiem widłowym niż piłką, może należałoby poprawić nieco technikę. Jest tylko spłycenie – hejterzy znów szczekają.

Rety, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyby na przykład Ondrej Duda po zaprezentowaniu mu filmiku z jego słynnym powrotem podczas meczu z Wisłą odpowiedział: “ależ z siebie zrobiłem ciamajdę, na szczęście wychwycili to członkowie sztabu szkoleniowego i od tej pory pracujemy wspólnie nad dynamiką moich powrotów”. Albo inaczej, przecież krytyk może się mylić. Może Duda powinien odpowiedzieć: “jeśli dobrze przypatrzycie się temu filmikowi, zauważycie, że w pełnym biegu znajdują się zawodnicy defensywni, którzy właśnie takie zadania otrzymali od sztabu szkoleniowego, mnie na takie sprinty w grze obronnej nie pozwalają trenerzy, którzy uważają, że niepotrzebnie tracę siły, obniżając swój potencjał w ataku”. Ale nie, z pewnością ktoś, kto zaprezentowałby to smutne wideo zostałby określony hejterem.

Reklama


Zazwyczaj przyrównuję takie rzeczy do siebie. Wierzcie mi, jak kiedyś narobiłem byków w tekście o Dinamo Zagrzeb określając ich wszędzie mianem “Dynama” to przez tydzień chodziłem struty. Gdy czytam komentarz wytykający mi oczywisty błąd od razu robię się czerwony (a red is bad!) i siadam do poprawiania, a następne kilka tekstów sprawdzam po piętnaście razy. Najbardziej bolesne nie są komentarze z obelgami, ale te, gdzie między wulgaryzmy wplecione są czysto merytoryczne uwagi. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym zignorować coś takiego, w imię swojego dobrego samopoczucia określając wszystkich krytyków mianem hejterów i krzykaczy.

Nie rozumiem jak można ignorować tak doskonałą okazję do doskonalenie siebie, jak uczciwe wysłuchanie krytyków. I chyba już nigdy tego nie zrozumiem.

***

Kibice Liverpoolu wyszli ze swojego meczu w 77. minucie, z kolei ci z Dortmundu wrzucili na boisko tenisowe piłki, obie ekipy w ramach protestu przeciw drożejącym z zastraszającym tempie biletom w Premier League i Bundeslidze.

Reklama

W sieci pojawił się jeszcze kapitalny wywiad z kibicem “The Reds”.

Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się hasło: uważaj o czym marzysz, bo marzenia mogą się spełnić. I naprawdę nie jestem pewny, czy na pewno zamieniłbym naszą swojską i słabą Ekstraklasę, ale taką na którą mnie stać, na wymuskanych piłkarzy, których mógłbym obejrzeć co najwyżej w telewizji. Po co mi Porsche, którego nie miałbym za co zatankować? Nie jest to oczywiście wezwanie, by nigdy nie wysiadać z dwudziestoletniej Skody, ale czasem przy potoku narzekania na rodzimy futbol warto się zastanowić, czy na pewno jest aż tak tragicznie. Choć inna sprawa, że płacenie kilkudziesięciu złotych za niektóre mecze w Ekstraklasie to jeszcze bardziej absurdalny deal, niż wspominany w powyższym wywiadzie fooking Jordan Henderson za 77 funtów.

***

Trochę w nawiązaniu do tej Ekstraklasy… Wczoraj minąłem zaparkowanego zgniłozielonego Mercedesa, rocznik tak na oko 1986, ale może jeszcze starszy. Wymuskany do granic możliwości, w odbiciu karoserii widziałem świat lepiej, niż bez jej asysty. Na fotelach ani grama kurzu, lampy tak czyste, że nie trzeba włączać by oświetlały drogę. A na tylnej półce kubański, słomkowy kapelusz.

To był widok piękniejszy, niż zaparkowany dwa miejsca dalej Lexus. Wydaje mi się, że z wychwytywania i zapamiętywania takich obrazków składa się udane życie.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...