Spory huk dobiegł dziś ze stolicy Hiszpanii w okolicach godzin wieczornych. Na szczęście, tym razem nie stało się nic złego – po prostu fanom Realu oglądającym transmisję meczu z Granady, spadł sporych rozmiarów kamień z serca. Kilka minut przed końcem spotkania Luka Modrić zapakował piłkę pod poprzeczkę bramki gospodarzy, dzięki czemu Królewscy mogli cieszyć się z trzech punktów. Ale powiedzieć, że je wymęczyli, to jak nie powiedzieć nic.
Real grał naprawdę przeciętnie. Gdyby jutro pokazać komuś to spotkanie, nie wspominając o dacie jego rozegrania, to 8 na 10 zapytanych odpowiedziałoby, że to wciąż drużyna Beniteza. Wolna, niedokładna, słabiutka w obronie. Ileż problemów defensorom Madrytu sprawiał Isaac Success, jak dużo strachu musieli się najeść po podaniach Rubena Rochiny. A przecież to żadni wielcy piłkarze – obiecujący, szczególnie ten pierwszy, ale wciąż na dorobku.
Miał jednak Real też szczęście – szkoleniowiec Granady zaskoczył wszystkich i wystawił skład bez lewego obrońcy. Bo bądźmy poważni, występujący tam Dimitri Foulquier chyba nie jest aktywnym zawodowo piłkarzem? Królewscy szybko domyślili się z jakim ananasem mają do czynienia i grali głównie prawą stroną. Pierwsze ostrzeżenie – w dobrej sytuacji źle dośrodkowano piłkę do Benzemy, drugie – dosłownie sprzed nosa Francuzowi, po zagraniu z prawej flanki, piłkę sprząta David Lomban. Trzeciego już nie było, Carvajal zagrał do Benzemy na piąty metr i ten po prostu musiał strzelić gola.
Chciał pewnie Real w drugiej połowie spokojnie dowieźć skromny, ale zwycięski wynik do końca, jednak ambitna gra gospodarzy sprawiła tak mocnej na papierze ekipie, zdecydowanie za dużo problemów. Jasne, piłkarzom Granady brakowało dokładności, szczęścia – by być uczciwym, po prostu umiejętności. Ale dziś, by ugryźć Real wystarczyło kilka razy mocniej szarpnąć. Pomógł sędzia niefortunnym ustawieniem – wpadł na niego Modrić, piłkę przejął Rochina, który podał do wprowadzonego dosłownie chwilę wcześniej El-Arabiego. I gol. Inna sprawa – do teraz nie wiadomo po co w tej sytuacji wychodził Keylor Navas – kąt był ostry, z asekuracją biegło jeszcze dwóch obrońców.
Ale miał Real Lukę Modricia. Tego strzału nie obroniłby żaden bramkarz świata – mówił komentujący mecz, Patryk Mirosławski. Królewscy znów wygrali, Zizou wciąż bez porażki. Ale zachwytów, jak choćby tydzień temu, po meczu z Espanyolem być nie może – w następnej kolejce, by pokonać Athletic Bilbao, Real musi pokazać dużo więcej.
A, byśmy zapomnieli – Ronaldo. Ronaldo dzisiaj nie było, ale ten aktor, który go zastępował – bardzo udana kreacja przy gestykulacji pokazującej niezadowolenie.