Rok w piłce nożnej to cała epoka, czego najlepszym przykładem jest Miroslav Radović. Dwanaście miesięcy temu Serb, powszechnienie uważany za najlepszego piłkarza polskiej ligi, intensywnie przygotowywał się do pucharowego dwumeczu z Ajaksem. Nikt w Warszawie nie potrafił wyobrazić sobie Legii bez Radovicia, a sam Radović – zanim jeszcze ujrzał zera na chińskim kontrakcie – nie potrafił sobie wyobrazić siebie poza Warszawą. A dziś, niecały rok później, Serb – jak podał Sport.pl – wyrusza na podbój ligi słoweńskiej w barwach Olimpiji Ljubljana. Trochę śmieszno i trochę straszno.
Radovicia, na jego niezbyt wygórowanych warunkach, nie chciała Legia, a w kwestiach finansowych nie dogadał się z innym polskim klubem. I właściwie ciężko nam zrozumieć, jak – po rozbiciu banku w Chinach – pieniądze mogły jeszcze w czymkolwiek Serbowi przeszkodzić. To trochę tak, jakby tuż po trafieniu szóstki w Lotto pokłócić się z szefem o kilka procent podwyżki. Jakkolwiek byśmy się starali, nie potrafimy tego zrozumieć.
Radović zdecydował, że będzie kontynuował karierę w Słowenii. Być może się tam odbuduje i uda mu się wrócić do Legii, a być może nie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że losy Serba nikogo już w Warszawie specjalnie nie grzeją, a w jego kontekście najczęściej spotykaną reakcją jest obojętność. Jak się odbuduje, to spoko, jak nie, to też spoko. Grunt, że Legia jest w stanie poradzić sobie bez niego.
Rzecz jasna zwolennicy Radovicia, jak i sam piłkarz, mogą się oszukiwać, że jego wybór nie jest jakiś tragiczny. Mogą mówić, że Miro poszedł do lidera tamtejszej ligi, i że przed rokiem inny słoweński klub grał w Lidze Mistrzów. Prawda jest jednak nieco inna. Co mamy na myśli?
– Liga słoweńska zajmuje 30. miejsce w krajowym rankingu UEFA, oglądając plecy takich potęg, jak Kazachstan czy Azerbejdżan.
– W obecnym sezonie wszystkie słoweńskie kluby wyleciały z pucharów po pierwszym dwumeczu, a ich pogromcami okazali się Astana (to akurat zrozumiałe), FK Cukaricki i Śląsk Wrocław.
– Jednym z czołowych piłkarzy tamtejszej ligi (jesienią 4 gole i 2 asysty) jest Veljko Batrović, który w poprzednim sezonie wraz z Widzewem z hukiem spadł z I ligi.
– Piąta drużyna tamtejszej ligi, NK Zavrc niedawno przegrała w sparingu z zajechaną przez Czerczesowa Legią aż 0:7. Natomiast nowy klub Radovicia jesienią zaliczył z tym rywalem między innymi domową porażkę 0:2.
W kontekście ostatniego punktu spodobała nam się pomeczowa wypowiedź Igora Lewczuka dla Przeglądu Sportowego:
Pierwsze spotkanie graliśmy z zawodnikami, którzy szukają klubów, są bez kontraktów. Nie ma co czarować, byli o wiele słabsi, strzeliliśmy pięć goli i byliśmy zadowoleni. Natomiast druga drużyna, NK Zavrc… Nie wiem. Są na piątym miejscu w słoweńskiej ekstraklasie, z Mariborem, który w poprzednim sezonie awansował do Ligi Mistrzów wygrali i zremisowali. Trudno powiedzieć, czy to my zaprezentowaliśmy się tak dobrze, czy oni tak słabo.
Cóż, skoro piąta drużyna ligi słoweńskiej zaprezentowała gorszy poziom, niż przypadkowa zbieranina piłkarzy bez kontraktów, to angaż w liderze tejże ligi trudno nazwać nobilitacją. Dla piłkarza klasy Radovicia raczej bliżej tu do kompromitacji…
Fot. FotoPyK