Władze tureckiego Trabzonsporu lubiły robić interesy z Wisłą Kraków. Na przestrzeni kilku lat wylądowało tam czterech piłkarzy Białej Gwiazdy (Mirosław Szymkowiak, Arkadiusz Głowacki, Paweł Brożek, Piotr Brożek), za których Turcy wyłożyli łącznie blisko pięć milionów euro. A mogło być tego więcej, bo swego czasu tureckiemu klubowi bardzo mocno zależało na tym, by jego barwy reprezentował jeszcze jeden zawodnik Wisły. Jedenaście lat temu miała miejsce heca z przenosinami Macieja Żurawskiego nad Bosfor.
Działaczom obu klubów udało się w terminie dogadać w sprawie transferu Szymkowiaka. Z napastnikiem było znacznie ciężej. Wisła odrzuciła pierwszą ofertę Trabzonsporu, w mediach mówiło się o kwocie 2,2 miliona euro. Turcy się jednak nie poddali, w dodatku sam piłkarz nalegał na zmianę otoczenia. Strony wróciły więc do negocjacyjnego stołu, na którym wylądować miały teraz 3 miliony. Rezultat? – Z całą mocą chciałem podkreślić, że wznowiliśmy rozmowy z Trabzonsporem z inicjatywy Maćka, który uważa, że w Turcji mógłby się rozwinąć – tłumaczył prezes Wisły, Janusz Basałaj. – Chcieliśmy pójść na rękę zawodnikowi, ale są jakieś granice ustępstw. Nie mogliśmy się zgodzić na warunki.
Poszło o płatność w ratach i brak gwarancji bankowych. Wisła wcześniej lekko sparzyła się na interesach w tureckimi klubami. A że właśnie zamykało się zimowe okienko, sprawę w zasadzie można było uznać za zakończoną.
Ale nie dla Turków!
Teraz trzymajcie się mocno, bo z dzisiejszej perspektywy, gdzie nawet minuta spóźnienia przekreśla transfer, wydaje się to wręcz nieprawdopodobne. Trabzonsporowi tak zależało na polskim napastniku, że władze klubu wymusiły na tamtejszej federacji… ponowne otwarcie okienka. Udało im się zyskać dwa dodatkowe dni na negocjacje z Wisłą. Takie to były czasy.
– Powiem tylko tak: duży klub może dużo zdziałać – komentował sprawę w Gazecie Wyborczej Grzegorz Bednarz, menedżer zawodnika. – Jak Turcy nie kupią Macieja, to może nawet do maja okienko transferowe będzie otwarte – dodawał z przymrużeniem oka.
Co na to wszystko Żurawski? – Nie słyszałem, żeby z mojego powodu Turcy przedłużyli okno transferowe, ale gdyby tak było, to poczułbym się dowartościowany. Mam już uzgodniony kontrakt indywidualny z Trabzonsporem, jestem zadowolony z warunków. Mój menedżer ma pełnomocnictwa do złożenia podpisu. Muszę jednak powiedzieć, że jak to z Turkami bywa, negocjacje nie były łatwe. Oni uwielbiają się targować.
Jeszcze tego samego dnia na stronie tureckiej federacji można było znaleźć informację o zarejestrowaniu Żurawskiego do rozgrywek ligowych. W bazie piłkarzy Trabzonsporu widniał z licencją o numerze 14225, a jego kontrakt miał obowiązywać przez 2,5 roku. Ale happy endu nie było. Jakieś dwie godziny później pojawiło się dementi Wisły, krakowski klub poinformował, że w dalszym ciągu papiery nie zostały podpisane. I do piątku nic się z tej kwestii nie zmieniło.
Piłkarz był podobno mocno rozczarowany, bo tylko czekał na sygnał, po którym miał dołączyć do nowych kolegów. Medialne gierki pomiędzy Wisłą a agentami zawodnika trwały od dłuższego czasu – zarzucali oni klubowi, że jest zbyt pazerny, przez co hamuje karierę swojego kapitana. Pojawiły się wątpliwości, czy Żurawski przez następne pół roku nie będzie przypadkiem obrażony za fiasko transferu. – Maciek to profesjonalista. Nie będzie robił problemów. Gdyby było inaczej, to każdego można zdyscyplinować. Żurawskiego także – to znów Basałaj.
Ale problemów nie było. Wiosną Żurawski strzelił 11 goli i zaliczył 6 asyst, Wisła zdobyła mistrzostwo, a piłkarz po sezonie za ponad 3 miliony euro przeniósł się do Celtiku. Chyba warto było poczekać.