Do dzisiaj tylko jeden argument pozostawał na ewentualną obronę Gary’ego Neville’a. Copa del Rey. W Primera División eksperyment z analitykiem na ławce zakończył się (?) kompromitacją, Valencia walczy o utrzymanie, kibice żegnają Anglika białymi chusteczkami, ale on – skoro został na stanowisku – dostał czytelny sygnał. Trzeba zrobić wszystko, żeby chociaż wygrać puchar. I tu jednak się wyłożył – Barcelona zaprosiła Valencię na wykład z futbolu i awansowała do finału. Co prawda do rozegrania pozostaje jeszcze rewanż, ale Valencia jest dziś w takiej ruinie, że zasadne jest pytanie, czy dla zachowania twarzy nie byłoby lepiej oddać walkoweru.
Miał być wielkim odkryciem rynku trenerskiego, został pośmiewiskiem. Jakkolwiek Neville będzie wypadał w telewizji po ewentualnym powrocie – wszyscy mu to wytkną: a sam co zrobiłeś? Dziś jednak angielski Przytuła (komentowany przez polskiego Przytułę!) mógł przeżyć szok kulturowy. Siedząc w studiu SkySports on zwyczajnie analizował inną dyscyplinę sportu. To nie jest piłka nożna. To zbiór maszyn zaktualizowanych o patcha z niemal stuprocentową perfekcją. Ktoś powie, że na Camp Nou przyjechały ogóry i coś w tym pewnie jest, ale to nie zmienia faktu, że Barcelona w pierwszej połowie grała niemal idealnie. Niemal, bo sielankowy obraz lekko pobrudził Neymar marnujący karnego. Podszedł bez rozbiegu i walnął w słupek. Pech i nonszalancja w jednym.
Poza tym było wszystko. Neymar. Messi strzelający 499., 500. i 501. gola w karierze. Cztery gole Suareza. Iniesta. Świetne podłączenia bocznych obrońców (Vidal i Alba), perfekcyjny w defensywie Mathieu, który także niemal wbił gola wolejem z dwudziestu metrów. Pique szarżujący pod bramkę rywala. No i ten Busquets – wielu ocenia go przez pryzmat symulek sprzed kilku lat, ale chyba nikt regularnie oglądający Primera División nie ma wątpliwości – to dziś zdecydowanie najlepszy środkowy pomocnik na świecie. Podanie do Vidala na 2:0 – palce lizać. Do tego 10 odbiorów w 35 minut, co stanowiłoby świetny rezultat patrząc nawet na cały mecz. Kompilacja dzisiejszych zagrań „Busiego” powinno się wprowadzić jako obowiązkową lekturę w każdej akademii piłkarskiej. Dajesz mu brudną piłkę, on ci oddaje czystą.
Neville miał jakiś pomysł na ten mecz. Wystawił przecież czterech nominalnych bocznych obrońców (Cancelo i Barragan po prawej, Gaya i Siqueira po lewej), żeby zatkać korytarze Vidalowi i Albie oraz zapewnić asekurację przy Neymarze i Messim. Kompletnie nic to jednak nie dało. Facet mógłby dziś oddelegować trzydziestu obrońców na plac gry, ale co z tego, skoro Neymar włączył tryb karnawału i gra dziś najbardziej atrakcyjny futbol na ziemi? Żeby nie było – nawet taką Barcelonę da się powstrzymać, co przecież pokazało Deportivo lub nawet ostatnio Malaga, ale akurat dziś brakowało tylko, żeby ten bezradny Aderllan Santos położył się na murawie i zwyczajnie rozpłakał. Albo Ryan. Albo Cancelo. Albo Parejo. Połowa Valencii dostała dziś solidne argumenty, by zwyczajnie wpaść w depresję.
7:0. Nie będziemy się silić na inną puentę.