Widzieliśmy już z tysiąc absurdów dotyczących naszej ligi, ale ten jest niezwykły i dotyczy absolutnie niepodrabialnego klubu – Cracovii. Oto Janusz Filipiak wraz ze swoimi wiernymi pracownikami postanowili zadbać o pamięć historyczną klubu. Dokładnie w taki sposób, aby nikt niegodny „Pasów” jej nie bezcześcił.
Jeśli wejdziecie na oficjalną stronę klubu i będziecie chcieli przypomnieć sobie przebieg meczów z jesieni, będziecie mieć pewien problem. No, weźmy na przykład mecz z 19 grudnia, Jagiellonia – Cracovia. Zakończył się wynikiem 2:2, ale kto zdobył gole dla gości? Hmm…
Dziwna sprawa. O jednym trafieniu nic nie wiadomo! No to weźmy wcześniejszy mecz, z 14 grudnia, przeciwko Koronie Kielce. Znowu 2:2, ale co z golami? Hmm…
Znowu dziwactwo! Jak to? 2:2, a ani jednego gola dla Cracovii? To może należy ten wynik zweryfikować. Zaintrygowani cofamy się o jeszcze jedną kolejkę. Znowu do meczu zakończonego rezultatem 2:2, ale tym razem z Piastem Gliwice.
Nie może być! Niby znowu remis, a jak się spojrzy na strzelców goli – znowu Cracovia przegrała. O co tu chodzi?
Trzymajcie się mocno. W Cracovii najwyraźniej tak bardzo obrazili się na Denissa Rakelsa, który śmiał odejść do Anglii, że… wymazali go z klubowych kronik. Po prostu jakby chłopa nigdy nie było. Nie znajdziecie jego goli, mało tego, nie znajdziecie go nawet w składach z jesiennych meczów. Jeśli wierzyć oficjalnej stronie klubu, w meczu z Koroną Rakels w ogóle nie zagrał, a w barwach Cracovii w ataku wystąpił drugi bramkarz Krzysztof Pilarz. Wprawdzie naoczni świadkowie upierają się, że Rakels grał i zdobył dwa gole, ale wedle oficjalnej strony – to nieprawda. „Pasy” piszą swoją historię futbolu, a w niej dla zdrajców nie ma miejsca. Wymazano go jak odstrzelonych generałów ze wspólnych zdjęć ze Stalinem.
Gdzieniegdzie pozostały jeszcze niezatarte ślady (np. zdjęcie drużynowe sprzed sezonu, relacje meczowe do przeredagowania), ale kwestią czasu jest, kiedy Janusz Filipiak wymaże Rakelsa myszką, a kibice będą się zastanawiać, czy Łotysz faktycznie istniał, czy im się tylko zdawało.
Oczywiście jest teoretycznie możliwe, że strona Cracovii jest źle napisana – co kompromitowałoby Filipiaka jeszcze bardziej jako dostawcę rozwiązań IT. Niestety, to uzasadnienie nie przetrwało w naszych głowach zbyt długo, ponieważ bramki Saidiego Ntibazonkizy z sezonu 2013/14 dalej są widoczne.