Reklama

Godny zastępca Douglasa, a może… jeszcze więcej?

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2016, 12:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rozszaleli się na dobre włodarze klubów w Ekstraklasie. Obecne okienko transferowe to jedna wielka karuzela – jeszcze zanim porządnie pożegnamy się z jednym klasowym zawodnikiem, już w polskich miastach meldują się nowi piłkarze, coraz częściej z całkiem uznanymi nazwiskami. Dzisiaj Lech Poznań poinformował o testach medycznych Władimira Wołkowa i dla fanów “Kolejorza” jest to naszym zdaniem informacja całkiem dobra.

Godny zastępca Douglasa, a może… jeszcze więcej?

Przy Wołkowie na pierwszy plan wysunęlibyśmy chmurę newsów i wiadomości, które kręcą się wokół jego nazwiska w zagranicznych portalach informacyjnych. Cztery lata w Partizanie. Dobre występy w Lidze Europy. Zainteresowanie ze strony Torino. Występy w dwóch reprezentacjach. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to plażowicz z Copacabany, ale facet, który swoje zagrał na poziomie więcej niż przyzwoitym.

Ale po kolei. Zacznijmy od najważniejszej kwestii – po co Lechowi Wołkow? Odpowiedź jest oczywista – Barry Douglas mógł mieć kiepską końcówkę przygody z Poznaniem, ale i tak był jedną z najważniejszych postaci w tej układance. Jasne, w tym sezonie to ledwie jedna asysta, żadnych goli, ale wszyscy pamiętamy jakie cuda potrafił wyczyniać lewą nogą ze stojącej piłki. Tego raczej się nie zapomina, a słabszy okres przydarzył się przecież całemu zespołowi. Dlatego też mimo obecności Kadara, lewa obrona wymagała wzmocnienia. Wartość dodana? Wołkow może śmigać też jako skrzydłowy, prawdopodobnie z lepszym skutkiem, niż Douglas (bo ciężko nam sobie wyobrazić, żeby grał gorzej, niż Barry z Zagłębiem Lubin, gdy zszedł w przerwie).

Jak wygląda Wołkow na tle Douglasa? Na pewno grał w poważniejszych klubach, z poważniejszymi rywalami i o poważniejsze stawki. Douglas przychodząc do Lecha miał za sobą dwa szkockie zespoły (i warto dodać: żaden z nich nie był Celtikiem), Wołkow ma w CV i Partizan, i Mechelen, i nawet występy w dwóch różnych reprezentacjach. To zresztą ciekawy wątek, pokazujący, że nie mamy do czynienia z ogórem. Gość zdołał zadebiutować w reprezentacji Serbii, co biorąc pod uwagę jakość zawodników chociażby z samego Belgradu, musi budzić respekt. Inna sprawa, że po tym jednym występie Serbia zrezygnowała z jego usług, a on sam – korzystając z furtki FIFA dla takich zawodników – stał się Czarnogórcem. W koszulce tego kraju zagrał szesnaście spotkań, w tym pięć w niedawno zakończonych eliminacjach do Mistrzostw Europy. W 2015 roku grał rzadziej, czego efektem była zapewne utrata miejsca w Mechelen.

No właśnie. To bowiem najważniejszy i najtrudniejszy do oceny wątek. Występy w kadrze, w Lidze Europy, mistrzostwa z Partizanem Belgrad – wszystko brzmi fajnie, ale Wołkow ostatnie pół roku spędził w średniaku ligi belgijskiej, gdzie grał wyjątkowo nieregularnie. W połowie listopada zaś niemal zupełnie stracił miejsce – od tego momentu zagrał szalone 119 minut w lidze. Pamiętacie jeszcze, że Wolski zagrał w Mechelen na lewej obronie?

Reklama

Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o Wolkowie? Ponoć był obserwowany przez polskich skautów od dawna i dotyczy to zarówno Lecha Poznań, jak i Legii Warszawa. W 2014 roku “Tuttosport” informował o zainteresowaniu ze strony Torino, Włosi mieli dawać Partizanowi milion euro, ale transfer się wyłożył. W czerwcu 2015 roku wygasał mu kontrakt z belgradzkim klubem, jednak wówczas do transferu do Polski nie doszło. Obecnie zresztą też ma być tylko wypożyczony z opcją wykupu, co może świadczyć o pewnych wątpliwościach poznaniaków. Chociaż… Po tych Keitach i innych Thomallach nie dziwimy się, że wolą sobie najpierw potestować, zanim zainwestują.

Tym bardziej, że Wołkow to gracz na “tu i teraz”. 30-latek, szczególnie bazujący na szybkości, sile i dynamice, a tak opisują go serbskie media, może mieć przed sobą ostatnie dobre lata.

No dobra, to teraz najfajniejsze. Tak zwane “smaczki”. Po pierwsze – uważamy, że może stworzyć doskonały duet napastników z Nielsenem. Jeśli wiecie, co mamy na myśli.

Poza tym gość naprawdę przyzwoicie śpiewa, o czym możecie się przekonać w tym miejscu (ma też tutaj ładne kolczyki) oraz poniżej:

Reklama

Po trzecie – wygląda na gościa z charakterem (albo rozsądną polityką komplementowania chlebodawców). W wywiadach mówił swego czasu na przykład o tym, że wszystkie trofea smakują dobrze, ale te zdobyte z Partizanem, gdy za nim znajduje się fanatyczna publika z południowej trybuny, to coś bezcennego. Gdy po jednym z derbowych meczów z “incydentami” wszyscy dziennikarze czy eksperci krytykowali kiboli, “Vava” objechał sędziego – Arbiter to arogancki narcyz. Jeśli uważa, że jest za dobry na nasze mecze to niech idzie gwizdać Ligę Mistrzów, nikt nie będzie tęsknił – wściekał się, sugerując, że to arbiter był najczarniejszym charakterem tego przedstawienia. Mecze w telewizji? – Lubię je oglądać, ale nie, gdy są zbliżenia na mnie. W mojej opinii wyglądam zabawnie – zwierzał się reporterom oficjalnych mediów Partizana Belgrad.

Mistrz Serbii, Mistrz Mołdawii, kilkadziesiąt spotkań w europejskich pucharach. Gość, który przegrał rywalizację w Mechelen. MECHELEN. Oba oblicza są prawdziwe. Jest szansa na wzmocnienie, jest szansa na rozczarowanie. Jedno jest pewne już teraz – Lech mimo wszystko daje się ponieść tej słynnej awanturniczej polityce transferowej i próbuje załatać dziury. To dobrze nie tylko dla Wielkopolski, ale całej ligi.

Na koniec tradycyjnie – najlepsze zagrania w karierze wybrane do promocyjnego filmu na YouTube. Polecamy dzielić na dwa.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...