Przedstawiciel jednego z europejskich klubów, cytowany przez New York Times, przyznaje, że nikt nie wie, co się dzieje, ale każdy wie, że nie chce być następny. Rozmawia na ten temat niechętnie, jest powściągliwy i prosi o anonimowość. Woli się nie wychylać, by nikogo – nie mając nawet pewności, kogo konkretnie – nie sprowokować. Tajemnicza grupa, która stoi za serwisem Football Leaks, zaczyna trząść piłkarskim światem.
Ostatnie tygodnie przyniosły sporo nowych, zaskakujących informacji. Wiemy, że Real zapłacił za Garetha Bale’a 100 mln 759 tys. 417 euro, ale umówił się z Tottenhamem, by do mediów trafiła oficjalna kwota o blisko dziesięć mln niższa, a Anglicy zobowiązali się nie odnosić do aspektów ekonomicznych transferu. Wiemy, że Manchester United wydał na Anthony’ego Martiala 50 milionów euro, ale za każdy z trzech spełnionych scenariuszy – 25 bramek w barwach MU, 25 meczów w reprezentacji Francji, nominacja do Złotej Piłki – dokłada po 10 mln. Wiemy też, że Neymar za reklamę Pokerstars dostaje dwa miliony euro rocznie, że Chelsea może wykupić Falcao za 50 mln euro, że Real ma 48 godzin na reakcję na ofertę kupna Mesuta Oezila złożoną przez inny hiszpański klub, a Sporting nie płaci Jorge Jesusowi 3,8 mln euro za sezon, jak zapewniał, lecz 5 mln.
Wiemy naprawdę wiele – znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce Football Leaks, wejść na ich stronę w formie bloga na WordPress.com. Zamiast plików i jakichkolwiek treści, praktycznie same odnośniki do sterty dokumentów – od umowy transferowej Teveza, przez indywidualny kontrakt Joao Moutinho z Monaco, po mapkę umów i transakcji funduszu inwestycyjnego Doyen Sports. Wszystko zeskanowane, strona po stronie, punkt po punkcie, z podpisami. Do pobrania przez każdego.
O ile ujawnienie tych dokumentów jedynie otwiera oczy wielu ludziom, o tyle jedna ze spraw przyniosła poważną ofiarę. Pod koniec poprzedniego roku Football Leaks udostępnił porozumienie pomiędzy Doyen Sports a Twente Enschede, które klub zataił w procesie licencyjnym. Dotyczyło ono udziału przez Doyen w prawach ekonomicznych do kilku zawodników, w tym Dusana Tadicia. Odrzucenie przez pracodawcę propozycji transferowej za Serba uruchamiałoby zapis o wypłacie odszkodowania na rzecz funduszu. Niestety, tego typu ingerencja w politykę transferową przez zewnętrzny podmiot jest niezgodna z przepisami w Holandii i UEFA. Dlatego po wycieku momentalnie zrezygnował prezes, a Twente wykluczono z europejskich pucharów na trzy lata.
Ludzie, którzy byli związani z tą sprawą, mówią, że załatwił ich serwis, o którego istnieniu dowiedzieli się po raz pierwszy. – Sprawa Twente to skandal dotyczący Holendrów, ale opublikowana dokumentacja przedstawiała w złym świetle jeszcze kilka innych klubów. Różnica jest taka, że tamtejszy związek piłkarski respektuje prawa, a federacje w Portugalii, Hiszpanii czy Brazylii go nie szanują – mówi w jednej z rozmów twórca Football Leaks.
Dlatego wszyscy inni wolą dmuchać na zimne i się nie wychylać. Pytanie tylko: kim są ludzie, którzy stoją za Football Leaks? Czego chcą? No i najważniejsze: jak dużo jeszcze wiedzą?
Tożsamość założycieli serwisu jest nieznana. Wiadomo, że istnieje ktoś taki, jak „John”, który w imieniu grupy udzielił kilku wywiadów. Wiadomo, że prowadzą oni działalność w Portugalii, ale z wykorzystaniem rosyjskich serwerów, bo Rosjanie niechętnie współpracują z zachodnimi służbami. Bruno de Carvalho, prezes Sportingu, przedstawił tezę, że palce w tym wszystkim macza Benfica, na której temat opublikowano jedynie mało znaczące dokumenty. Nelio Lucas, dyrektor generalny Doyen, odebrał ostatnio maila z ofertą „Wyciek jest znacznie większy niż sobie wyobrażasz. Hojny przelew sprawi, że dokumenty zostaną zniszczone. Myślę, że od pół miliona do miliona euro załatwi sprawę”. Jego autorem był Artem Lovuzov, ale… Po pierwsze, to najpewniej fałszywe nazwisko. Po drugie, Football Leaks przekonuje, że nie nawiązywało żadnego kontaktu z Doyen i wszystkiemu zaprzecza.
– Sekrety dotyczące kontraktów i różnego rodzaju klauzul zabijają futbol – twierdzi „John”. Zapewnia, że jedyny cel, jaki stawia sobie grupa, to walka o transparentność w świecie piłkarskim. Opis konta na Twitterze brzmi: Jesteśmy nowo powstałą organizacją dążącą do prawdy. Wierzymy, że jedynie dzięki silnej presji publicznej różnica może mieć miejsce… Mark Goddard, szef Systemu Potwierdzania Transferów FIFA, też staje po ich stronie, zdobyte materiały nazywa bardzo przydatnymi i podkreśla, że sam by do nich nie dotarł.
Goddard chciałby znacznie większej transparentności w działaniach klubów, ale na razie – podobnie jak każdy korzystający z sieci – musi liczyć na łaskę Football Leaks. To, że ich dalsze plany są kompletną niewiadomą, martwi wszystkich, którzy mają coś na sumieniu. – Uruchamiając projekt w sierpniu poprzedniego roku, chcieliśmy zdemaskować wszelkie kłamstwa i kontrowersje portugalskich klubów – wspomina „John”. – To był intensywny czas w kraju: kilka szokujących transferów, brak odpowiedzi na kontrowersyjne pytania, zwłaszcza w odniesieniu do Sportingu. Postanowiliśmy dostarczyć wyjaśnień poprzez zdemaskowanie winnych.
Istnieje teoria, że serwery Doyen są waszym jedynym źródłem informacji, wliczając w to dokumenty dotyczące Porto czy Sportingu. Możesz to potwierdzić?
– To nieprawda. Mamy ogromną różnorodność źródeł informacji.
W materiale przygotowanym przez New York Times pada wypowiedź, że grupa posiada 300 gigabajtów danych i ta liczba ciągle rośnie. Najbardziej pracochłonne jest przejrzenie wszystkich zasobów. – Poza tym, kiedy ludzie myślą, że po drugiej stronie mają do czynienia z hakerami, my jesteśmy zwykłymi użytkownikami komputera – zauważa „John”.
To oczywiście odpowiedź na zarzuty płynące ze wszystkich stron. Jonathan Barnett, menedżer Bale’a, uważa za haniebne, gdy w posiadanie istotnych dokumentów wchodzą osoby trzecie. Domaga się niezależnego śledztwa. Przedstawiciele Doyen zarzucali cyberatak, a portugalska policja ludzi stojących za Football Leaks nazywa „międzynarodową organizacją przestępczą z doświadczeniem w tego typu działaniach”. Ci z kolei dziwią się, że policja lekceważy ich doniesienia i nie zajmuje się nielegalną działalnością Doyen, wpływami Nelio Lucasa czy zagranicznymi kontami.
Przyznają, że niektórzy próbowali stanąć na ich drodze i zablokować dostępy w sieci. – Dla przypomnienia: nikt nie może uciszyć Football Leaks, naszej walki przeciw TPO i piłkarskiemu biznesowi.
Ludzi, którym popularny „John” zalazł za skórę, jest coraz więcej. Z miłą chęcią wielu by go dorwało. Mimo to, jakkolwiek go dorwać, rozszyfrować czy zablokować działalność nikt nie potrafi. Wszyscy czekają jedynie, co ze współpracownikami zrobią dalej. Teraz, gdy ich popularność znacząco rośnie, wchodzą w posiadanie kolejnych materiałów i zdają się być bezkarni – mogą szykować bombę. Kilka dni temu napisali: Niektórzy zrobią wszystko, co potrzeba do osiągnięcia sukcesu, działając często poza obowiązującym prawem. Służymy po to, by pomóc rzucić światło na niektóre tematy, uczynić mętny świat transferów i działającego poza prawem TPO bardziej przejrzystymi. Po skandalu z udziałem Seppa Blattera, sprawie Olympiakosu czy ustawianiu meczów we Włoszech w 2006 roku – jest to pozytywny krok, by pomóc światu pięknego sportu znów stać się pięknym. I na boisku, i poza nim.
Wbrew pozorom, brzmi groźnie. Football Leaks nie lubi utrzymywać tajemnic, a jeszcze wielu nie ujawniło. Skoro ich działalność mogła doprowadzić do wyrzucenia z europejskich pucharów holenderskiego klubu – lepiej uważać.