Reklama

To już czas, by angielski Przytuła wrócił do studia?

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2016, 14:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

Samo ogłoszenie go w roli trenera wywołało wielki szok w światowym futbolu. Bo jak to – Gary Neville nagle porzuca studio Sky Sports i bierze się za trenerkę? Wielu – w tym Jose Mourinho – żartowało, że przecież w nowej pracy nie będzie mógł przerwać gry i rozrysować całej taktyki. To oczywiście były mało istotne docinki, ale dziś, z perspektywy czasu, okazują się coraz bardziej prawdziwe. Neville wykłada się bowiem na całej linii. Od jego zatrudnienia mija właśnie 1,5 miesiąca, tymczasem Valencia pod wodzą Anglika pikuje w zastraszającym tempie. Drużyna, która miała nawiązać walkę o Ligę Mistrzów, właśnie rzutem na taśmę uratowała remis z Rayo. A remis 2:2 z Rayo – najbardziej nieprzewidywalną w negatywnym sensie drużyną Hiszpanii – to jak synonim przegranej. Jak długo jeszcze będzie trwała wyrozumiałość w stosunku do Neville’a?

To już czas, by angielski Przytuła wrócił do studia?

Przyjście Anglika na Estadio Mestalla stanowiło wielki znak zapytania. Co bardziej podejrzliwi wytykali mu znajomość z Jorge Mendesem, który tonami upycha piłkarzy do Valencii oraz z bliskie stosunki biznesowe z właścicielem klubu, Peterem Limem. Większość jednak była przekonana, że tak doskonały telewizyjny analityk da radę. Skoro tak świetnie potrafi wytłumaczyć taktykę kibicom, to dlaczego miałby nie umieć wpoić jej piłkarzom? Dlaczego miałby nie podnieść drużyny po fiasku z Nuno Espirito Santo na ławce trenerskiej? Neville okazał się jednak takim trenerem jak – za przeproszeniem – Przytuła. Jedyne, co działa na jego korzyść, to Copa del Rey. Tam zaliczył komplet wygranych w czterech meczach, ale akurat Puchar Króla w momencie, gdy Valencii odjeżdża pół ligi, to żadne wytłumaczenie. Bo w Primera División Neville zaliczył… zero zwycięstw w pięciu ligowych meczach. Wybaczcie, że znów skorzystamy z Koseckiego, ale akurat jego cytat pasuje tu najlepiej – to jest, kurwa, niemożliwe.

Domenech, Abdennour, Andre Gomes, Alcacer, Negredo. Do tego cała masa perełek w stylu Santiego Miny, Danilo Barbosy, Joao Cancelo czy Zakarii Bakkaliego. Sam właściciel Valencii prorokuje, że apogeum tej drużyny przyjdzie za jakieś dwa lat, ale na litość boską – zero zwycięstw w Primera División?! Żeby ten bilans Neville’a wynosił 2-3-0, to jeszcze można było od biedy zrozumieć. Ale że drużyna, która potrafi stawić czoła Realowi i Barcelonie, dostanie w papę od Sociedad i Villarrealu oraz pogubi punkty na Getafe, Eibar i teraz Rayo? Co gorsza – jedyna nadzieja na przyszłość to Paco Alcacer, bo tylko do tego zawodnika „Nietoperzy” trudno się ostatnio przyczepić. Cała reszta albo gubi formę, albo jest nieregularna, albo… regularnie sypie się z powodów zdrowotnych jak Gomes. W efekcie Valencia zajmuje dziesiąte miejsce w tabeli z żenującym bilansem 5-9-6. To po prostu nie przystoi klubowi, który latem wydał blisko 140 milionów euro na transfery.

Zero pozytywnych wniosków, widoków na przyszłość. Jedyny plus? Przeciekawe wywiady i konferencje, na których trener nie ucieka od odpowiedzi. Tego się jednak nauczył w studiu, gdzie sam analizował pracę swoich obecnych kolegów po fachu. A teraz… Cóż, wypadałoby przeanalizować swoje dokonania. Najlepiej w studiu Sky Sports, co z wielką ciekawością wszyscy obejrzymy.

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...