Jeśli zastanawialiście się kiedyś, ile czasu potrzeba, by zmienić wizerunek klubu sportowego o niemal 180 stopni, to ostatnio przykład Cracovii daje cenną podpowiedź: wcale nie tak wiele, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy kilka miesięcy. Oczywiście trochę przesadzamy pisząc o tak radykalnej zmianie, ale robimy to absolutnie celowo, by uwypuklić jedną ważną rzecz: jeszcze niedawno było tysiąc powodów, by wymieniać nazwę “Cracovia” w kontekście negatywnym – co zresztą sami chętnie robiliśmy – a dziś naprawdę niełatwo się ich doszukać.
19.04.2015. Po dwóch kompromitujących porażkach z drugoligowymi Błękitnymi Stargard Szczeciński i ligowych wtopach leci głowa trenera Roberta Podolińskiego. Jednak ta klęska sportowa jest tylko jednym z przejawów tego, że klub, który ma całkiem solidne podstawy do tego, by liczyć się na krajowym podwórku, nie funkcjonuje tak, jak powinien. To co, szybka wyliczanka?
– słabe wyniki (drużynie nie groziła grupa mistrzowska, a rozpaczliwa walka o utrzymanie – punkt przewagi na GKS-em, dwa nad Zawiszą)
– zła, skonfliktowana z trenerem szatnia, w której nie brakowało pasażerów na gapę – piłkarzy, którzy nie gwarantowali postępu lub niewypałów transferowych
– słaba gra, cecha charakterystyczna – proste błędy w obronie
– średnia frekwencja na trybunach
– problemy z kibicami (akcja z “paprykarzem szczecińskim” i absurdalne tłumaczenia ze strony klubów)
– właściciel oderwany od rzeczywistości, regularnie opowiadający dyrdymały w wywiadach
– w szerszej perspektywie deficyt wypromowanych piłkarzy, na których można by zarobić
– brak ośrodka treningowego
Całkowita kicha, nie? Zapewne doskonale wiecie, jak sytuacja wygląda teraz, po zaledwie dziewięciu miesiącach, ale dla formalności musi stać się zadość.
– drużyna walczy o puchary
– porządki w szatni zrobiono dobrze – transfery wypaliły, nie robiono przy nich nic na siłę (przykład – skoro na rynku brakowało odpowiedniego napastnika, to nie sprowadzono pierwszego lepszego grajka), a z graczy, którzy już w klubie byli, udało się wydobyć to, co najlepsze
– Cracovia ma styl, gra jedną z najlepszych – jeśli nie najlepszą – dla oka piłek w lidze
– frekwencja rośnie, na razie średnia skoczyła o jakieś 1100 głów
– o kibicowskich skandalach jest stosunkowo cicho
– Filipiak również zaczął sprawiać wrażenie rozsądniejszego
– Bartosz Kapustka, któremu szansę – co należy podkreślić – dał jeszcze Podoliński, będzie zapewne bohaterem znaczącego transferu
– wczoraj pojawiła się informacja, że Cracovia wybuduje ośrodek treningowy z prawdziwego zdarzenia w podkrakowskiej Rącznej.
Można oczywiście powiedzieć, że “tak się po prostu złożyło”, że w Cracovii akurat aktualnie wszystko gra i buczy, ale bardziej niż na szczęśliwy zbieg okoliczności, zwrócilibyśmy uwagę na rozsądne decyzje podejmowane przez władze klubu, z jedną na czele – zatrudnienie Jacka Zielińskiego na stanowisku trenera. Moment zwrotny. Wyniki przyszły niemal od razu (seria dwunastu meczów bez porażki), a wszystko inne – poukładanie szatni, coraz bardziej widowiskowa gra, przyciągnięcie ludzi na trybuny – było kwestią czasu. Jedna poprawa pociągała za sobą drugą. Nagle okazało się, że po drugiej stronie Błoń również można stworzyć dobry klimat dla piłki i wydaje się, że nie pomyli się ten, kto twierdzi, że bez niego nie byłoby decyzji o inwestycjach w klubową infrastrukturę. Podsumowując, Cracovia jest na dobrej drodze, by na stałe dołączyć do ligowej czołówki.
W sumie wystarczy tylko nic nie spieprzyć.
A zatrudnienie Zielińskiego nie było przecież oczywistym wyborem, trener ten dość długo odpoczywał od piłki. Podobnie zresztą jak Michniewicz, który teraz współtworzy solidną Pogoń Szczecin. Mówiąc z przymrużeniem oka – może w dłuższych urlopach trenerskich jest jakaś metoda?
Fot. FotoPyK