Letni exodus napastników z Ekstraklasy zakończył się całkowitą klapą. Wilczek przepadł w Carpi, Paixao, w Sparcie Praga, Sa nie zachwyca w drugoligowym Reading, a Piątkowski nie istnieje w APOEL-u. Pomór taki, że można tu wręcz mówić o regule – jesteś napastnikiem i strzelasz regularnie w Polsce, to trzymaj się tej Polski, póki się da, bo nigdzie indziej nie postrzelasz. Jak się okazuje – minimalną nadzieję na uratowanie honoru ekstraklasowych snajperów daje jednak Patryk Tuszyński.
Rizespor z Polakiem w składzie ograł właśnie wyżej notowany, czwarty Basaksehir 2:1, a zwycięskiego gola strzelił właśnie „Tuszek”. Były jagiellończyk do tej pory raczej w lidze się nie liczył. Co prawda na początku grudnia wyszedł w pierwszym składzie na Mersin, ale jego zespół przegrał 0:3, a Patyk został zmieniony w przerwie. Dwa tygodnie później z Gaziantepsporem też rozegrał połówkę, jednak tym Tuszyński razem wszedł z ławki.
Swoją wartość udowodnił jednak w Pucharze Turcji, gdzie najpierw strzelił z Bucasporem, by tydzień później dołożyć kolejne trafienie i asystę z Mersin. Widać, że pucharowe występy przekonały trenera Hitmeta Karamana, by dać szansę Tuszyńskiemu w najważniejszych rozgrywkach. I ten – co najistotniejsze – to zaufanie dziś spłacił.
Czy sytuacja Tuszyńskiego wreszcie się więc zmieni? Polak paradoksalnie rozstrzelał się w najgorszym momencie, bo Super Lig akurat czeka teraz dwutygodniowa przerwa. Rizespor i cała reszta wznowią rozgrywki dopiero 17. stycznia. Na miejsce w składzie trzeba będzie więc pracować od nowa. Plusy? Po takim zakończeniu rundy Polak powinien rozpocząć z pole position. Grunt, żeby nie dać się wyprzedzić na pierwszym zakręcie.