Reklama

Sevilla ograła Juventus. Krychowiak i spółka ratują sezon

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2015, 23:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Sevilla ponownie udowodniła, że lubi takie mecze. Lubi grać z drużynami potężnymi i lubi je jednocześnie ogrywać. Barcelona, Real, a teraz Juventus. Nawet jeśli Andaluzyjczycy przesypiają obecny sezon i – przynajmniej jeśli chodzi o La Liga – powoli mogą spisać go na straty, to jednego nie można im odmówić: sprawdzonego sposobu na europejskie potęgi. Krychowiak i spółka tym razem pobili gości z Turynu, wygrywając 1:0, i jak się okazało – to wystarczyło. Wystarczyło, bo Borussia Moenchengladbach nie dała rady w Manchesterze.

Sevilla ograła Juventus. Krychowiak i spółka ratują sezon

Generalnie był to bardzo wyrównany mecz. Dobry, prowadzony w szybkim tempie i z wieloma sytuacjami. Krótko mówiąc: nie mogliśmy narzekać na nudę. Podczas oglądania nie miał prawa wedrzeć się żaden, nawet najmniejszy element chrapania. Obie drużyny zagrały atrakcyjnie dla oka, mogły zdobyć po kilka goli, ale wpakować futbolówkę do siatki udało się tylko gościom i to tylko raz (warto podkreślić piękne uderzenie głową Llorente). Jaki jest główny powód? Bramkarze – Buffon i Rico – którzy robili dzisiaj rzeczy naprawdę wielkie.

Ale były też czyste okazje, przy których nie pomógłby nawet najbardziej wygimnastykowany golkiper świata. Najlepsze z nich koncertowo spartolił Alvaro Morata, który w ostatnim czasie bije głową w mur. Hiszpan wciąż nie potrafi wrócić do formy z zeszłego sezonu, co dobitnie udowodnił, gdy nie trafił z jakichś trzech-czterech metrów do bramki, a pod koniec meczu w wymarzonej sytuacji – owszem – trafił, ale prosto w znakomicie dysponowanego Rico (MVP?). Odnotujmy, że w ostatnich minutach losy tego starcia mógł zmienić jeszcze Dybala. Argentyńczyk z polskimi korzeniami huknął z dystansu, ale piłka po jego efektownym strzale jedynie odbiła się do poprzeczki.


Trafienie Llorente.

Jak spisał się Grzegorz Krychowiak? Z czystym sumieniem i nieskrywanym zadowoleniem możemy napisać, że nie ma się do czego przyczepić. Jak zwykle – bardzo efektywny w defensywie. Czyścił jak nowy odkurzacz. Używając terminologii Leo Benhakkera: zagrał jak prawdziwa pirania. Tomasz Lipiński stwierdził z kolei, że jest jak ośmiornica i my się pod tym porównaniem podpisujemy. Kiedy masz wrażenie, że już go miniesz, on zawsze sięgnie piłkę jednym ze swoich odnóży i wyłuska ją prosto spod nóg.

Reklama

„Krycha” – co jest jego cechą charakterystyczną – nie odpuszczał w żadnej sytuacji, przez co ucierpiał na początku drugiej połowy, gdy na jego rękę – dodajmy, że absolutnie niecelowo – nadepnął Sturaro. Kiedy Polak na chwilę musiał opuścić murawę, fani Sevilli okazali mu głośne wsparcie, śpiewając piosenkę skomponowaną na jego cześć. A po chwili przy gromkich owacjach wrócił na murawę. Szacunek, jakim cieszy się Krychowiak w swoim klubie, jest widoczny na każdym kroku.

I jeszcze dwa słowa o Szymonie Marciniaku, który – przypominamy – był sędzią głównym tego spotkania. Jak to zazwyczaj u arbitrów bywa – najistotniejsze, że nie rzucał się w oczy. Być może popełnił kilka drobnych błędów, ale nie miały one jakiekolwiek wpływu na losy rywalizacji. No, może nieco zaskoczyła nas jedna sprawa. Otóż Marciniak zakończył pierwszą połowę, zanim wybiła 45 minuta. Gdzieś zgubił kilka sekund, ale to tylko ciekawostka. Ogółem – niezły występ.

***

Mimo że Sevilla robiła swoje i trzymała korzystny wynik, to do 80. minuty wydawało, że spotkanie z Juve i tak będzie jej ostatnim akordem w tym sezonie w europejskich pucharach. Na Etihad Stadium prowadziła bowiem Borussia, która aby utrzymać przewagę nad Hiszpanami, także musiała wygrać. I była blisko zrealizowania swojego celu. Niemcy już witali się z przysłowiową gąską, ale pod koniec meczu zostali z tego ogródka, zwanego Ligą Europy, brutalnie wyrzuceni. Dwa razy Sterling, a potem jeszcze Bony. Pięć minut, które wstrząsnęły Moenchenglbach i doprowadziły do niepohamowanej radości wśród kibiców zasiadających na trybunie gości na Juventus Stadium.

Sevilla znowu zagra zatem w rozgrywkach, które szczególnie sobie upodobała i zapoluje na klasycznego hat-tricka: trzy kolejne triumfy w Lidze Europy.

Reklama

***

Co działo się na innych stadionach – oprócz tego, że Real zrobił z Malmoe szwedzką marmoladę (przeczytacie o tym TUTAJ)? Po pierwsze, PSG – czego można było się domyślić – dosyć spokojnie ograło Szachtara Donieck, co jeszcze dodatkowo uwypukliło różnicę między pierwszą dwójką w grupie A i pozostałymi dwiema drużynami.

We wtorek doszło też do pojedynku o tron w grupie C. Triumfalnie z tego starcia wyszło Atletico Madryt, które pokonało w Lizbonie Benfikę 2:1. Zawiódł natomiast Galatasaray, który do końca musiało drżeć o grę na wiosnę w Lidze Europy. Ostatecznie Sneijder i spółka tylko zremisowali z Astaną, ale wystarczyło im to do zajęcia trzeciej pozycji.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...